IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
Eric Henley
Eric Henley
Liczba postów : 19
Data przyłączenia : 23/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyNie Sty 08, 2017 6:15 pm

-Nic się nie martw, Wandziu, będę pilnował, żeby nie odwalił niczego głupiego – powiedział Eric gdy nawiedziła ich dosyć ponuro wyglądająca Wanda Whisper  - I Tobie radzę to samo, nie zgrywaj bohaterki  – dodał odprowadzając ją wzrokiem, gdy ta oddalała się, zapewne kierowana instynktem prefekta. W tym roku jeszcze nie miał zbyt wielu okazji by z nią porozmawiać, ale oczywiście doszły go słuchy o tragedii, która ją spotkała. Było kolejną bliską mu osobą dotkniętą przez wojnę czarodziejów. Nie, to nie jest dobry moment na roztrząsanie takich spraw. Musiał się skupić, jednak utrudniało mu to burczenie w brzuchu. Dlatego też z nadzieją rozejrzał się po Wielkiej Sali w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, niestety  wyglądało na to, że w całym tym pośpiechu nikt nie pomyślał o przygotowaniu jakichkolwiek przekąsek. Co w jego opinii było skrajnie nierozsądne, bowiem gdyby zostali zamknięci tutaj na dłużej, głodujący uczniowie zaczęliby tracić siły, które i tak już zostały mocno nadszarpnięte przez gwałtowną pobudkę a które były tak bardzo potrzebne do ewentualnej walki.  W  związku z tym spadłoby również morale, a co jak co, ale pogoda ducha i pozytywne myślenie w obecnej sytuacji było niezbędne. Eric westchnął przeciągle i poddawszy się zwrócił swoje spojrzenie w stronę grona  nauczycielskiego w oczekiwaniu jakichś wyjaśnień jak to zrobiła większość uczniów. Mimo, że uśmiech wydawał mu się trochę nie na miejscu, to nie potrafił się zamartwiać, trząść portkami ze strachu. Byli przecież w Hogwarcie, najbezpieczniejszym miejscu w calutkiej Wielkiej Brytanii. Sam Dumbledore byłby w stanie pokonać tuzin ludzi jednym machnięciem różdżki, a przecież do ich ochrony zaangażowani byli chyba wszyscy nauczyciele. Już widział oczyma wyobraźni jak McGonnagall zamienia przeciwnika w szczura albo jakiś inny zestaw talerzy, kwitując wszystko odjęciem sporej liczby punktów jakiemuś domowi albo nałożeniem miesięcznego szlabanu.
Ktokolwiek, a trzeba przyznać, że tożsamość napastników nurtowała Erica niezwykle, próbował się wedrzeć do zamku, nie miał żadnych szans jeśli nie stała za nim dwustuosobowa armia czarodziejów. No a przecież nie mogła stać, czyż nie? A jeśli nie, to po co w ogóle atakować zamek jeśli nie miało się szans na zwycięstwo?  Żeby coś udowodnić ministerstwu?  Sterroryzować społeczność czarodziejów? To i wiele innych pytań kłębiło się w głowie chłopaka gdy nagle poczuł potykające się o niego czyjeś nogi. Zareagował instynktownie. Natychmiast obrócił się w stronę swojej ofiary próbując  zamortyzować jej upadek. Okazało się jednak, że był zbyt powolny i zanim zdążył cokolwiek zrobić dziewczę już leżało u jego stóp.
- Wiem, że mój widok może zwalać z nóg, ale to chyba nie jest najlepsza pora na takie zaloty…- powiedział z rozbawieniem wyciągając dłoń ku poszkodowanej niewieście – Aa, to Ty, cześć – przywitał się próbując ukryć rozczarowanie gdy już zidentyfikował puchonkę – Chyba ktoś do Ciebie, Riaan – dodał pomagając dziewczynie podnieść się na nogi i odwrócił wzrok. Już On wiedział co się tutaj święci. Zdążył rozmówić się z Val, a Ona znała się na sprawach damsko-męskich jak nikt inny. Dzielenie się pączkiem natychmiast zinterpretowała podobnie jak On, nie wspominając o całej masie innych rzeczy. Tych dwoje niestety miało się ku sobie, a Eric chyba nie był w stanie nic z tym zrobić. Przez głowę przemknęła mu chęć zdyskredytowania Meredith w oczach swojego przyjaciela, ale to  było zupełnie nie w jego stylu, nie mógł tego zrobić, nawet biorąc pod uwagę fakt, że puchonka była przyjaciółką jego śmiertelnej wroginii . Zresztą, Valentine kategorycznie mu tego zabroniła. Dlatego w myśl postanowienia, że będzie ignorował ich relację tak długo jak tylko mógł, zrobił kilka kroków w bok. Na jego szczęście obok pojawił się Samuel, przez co wszystko wyglądało, przynajmniej w opinii mugolaka, nieco bardziej naturalnie.
-Ciebie też miło widzieć, Sam – odparł uśmiechając się serdecznie – I brawo, grunt to nie siać paniki, chłopie  - dodał niezwykle rozbawiony ściągając spojrzenie przerażonych dzieciaków, na co zareagował tylko wzruszeniem ramion.
Trochę śmiechu im nie zaszkodzi – pomyślał napotykając spojrzeniem stojącą niemal w linii prostej za Samem, Tanję Everett i zatrzymał się na dłużej. Udekorowana burzą potarganych, kruczoczarnych włosów wyglądała całkiem uroczo, a jej nieskromnie odsłonięte i pokryte gęsią skórką ciało wywołało u chłopaka niezidentyfikowany dreszcz. Mimo, że wzbraniał się przed przyznaniem tego, zwłaszcza przed samym sobą, Gryfonka ..no właśnie, Gryfonka co? To i tak nie miało teraz znaczenia, bo aktualnie uważała go za największego kretyna na świecie. I chyba było jej zimno.
”Calidus” – wyszeptał celując różdżką w Tan gdy wszyscy spojrzeli w stronę Dumlbedora, po czym natychmiast poszedł w ich ślady w obawie, że ktoś mógłby go zdemaskować.
Ktoś wdarł się siłą do zamku- powtórzył w myślach Eric i poczuł się trochę mniej pewnie niż wcześniej. Bardzo nie podobał mu się dobór słów dyrektora. Wdarł? Ktoś? Zatem jeszcze go nie znaleźli? A to znaczyło, że miał przewagę. Podczas gdy cała szkoła siedziała zamknięta, przeciwnik mógł grasować teraz po zamku szukając ofiar. Mógł się nawet ukryć by zaatakować w bardziej odpowiednim momencie, albo odnaleźć jakiś sposób na sprowadzenie sojuszników.
Nie, nie, nie. Byli bezpieczni.  Był z nimi Dumbledore i cała reszta nauczycieli. Zresztą, jeśli będzie trzeba to Gryfon sam stanie do walki, nie był przecież znowu taki najgorszy w pojedynkach.
Nagle donośny huk przerwał dyrektorowi w pół słowa. Nie, to niemożliwe – pomyślał Eric czując skurcz w żołądku i natychmiast obrócił się w stronę wejścia do Wielkiej Sali. W progu pojawił się zamaskowany mężczyzna i nim Gryfon zdołał zamrugać powiekami z zaskoczenia, w stronę Smoczycy wystrzeliło wrogie zaklęcie, które na szczęście udało jej się odbić. Przez chwilę przyglądał się wszystkiemu zbierając szczękę z podłogi, ale gdy tylko nauczycielka została powalona otrząsnął się z letargu.
Działać, trzeba działać.
- Protego Socii –zawołał  celując w przestrzeń przed grupą jakichś dzieciaków obok których stała Tanja  – Szybko, osłona – powiedział z determinacją w głosie przypominając sobie jedną z zeszłorocznych lekcji Transmutacji. Nawet najpotężniejsze czarnomagiczne zaklęcie nie przebije fizycznej osłony. Był przerażony,  a zachowanie spanikowanego tłumu nie pomagało mu uspokoić zszarganych nerwów. Nie myślał zbyt wiele, nie oglądał się na innych, po prostu rzucił się w stronę obróconych stołów i przykucnął próbując obserwować toczące się w najlepsze pojedynki. To nie mógł być Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Gdyby to był On, Smoczyca byłaby już martwa. A przecież nie była, prawda? Nie mogła być – pomyślał ze zdenerwowaniem i zacisnął mocniej dłoń na różdżce. Kilka chwil później napotkał spojrzenie starego Wattsa i poczuł się jak tchórz. Mężczyzna miał zamiar ich bronić, stał wyprostowany, a On sam kulił się za drewnianym meblem.
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren
Liczba postów : 27
Data przyłączenia : 22/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyNie Sty 08, 2017 9:18 pm

- To chyba nie czas na jedzenie, co? - zapytał Erica retorycznie ściskając pięści. Rozumiał jednak potrzebę przyjaciela. Kiedy jesteśmy zestresowani, nasze organizmy potęgowały odczucia. Dlatego żołądek Henleya ssał go od środka jak szalony, a Riaan trząsł się z zimna. Pomimo tego, że miał na sobie ciepły szlafrok, piżamę, grube skarpety, oraz w międzyczasie założone trampki, umierał z zimna. Palce u dłoni kostniały mu na ściskanej różdżce. Aż zbierało mu się na jakieś przekleństwo, które z chęcią by z siebie teraz wyrzucił gdyby nie nagłe pojawienie się Wandy. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć starszej przyjaciółce, ubiegł go "Mr Motormouth Eric". Spojrzał na kolegę z wyrazem zdumienia na twarzy.
- Ja? Coś głupiego? - po czym uśmiechnął się do Wandy próbując ukryć nerwy. Wyszedł z tego dosyć dziwny grymas. - Damy radę Wanda. - dodał dosadnie, w swoim stylu. Riaan także zauważył, że Krukonka znowu czuła się gorzej. Od czasu niesławnego morderstwa afrykaner zauważył jak dobry, opiekuńczy świetlik jakim była dla wszystkich Wanda gasł z każdym kolejnym dniem. Nie podobało się to chłopakowi, ale nie mógł nic z tym zrobić, nieważne jak bardzo mógłby próbować jej pomóc, ona potrzebowała wsparcia kogoś dojrzalszego od niej, a nie głupkowatego dzieciaka z dalekiej Afryki. Głupkowaty dzieciak odprowadził ją wzrokiem.
Riaan mimowolnie przeczesał spojrzeniem Wielką Salę, wyłapując znane mu osoby: Bena, wraz z Claire i Eleną (którą kojarzył ze Srok i nie przepadał za nią), Tanję, oraz kilkoro innych. Nie widział jednak Meredith i to go zaniepokoiło. Liczył, że dziewczyna pojawi się gdzieś w tłumie, ale zamiast tego zaskoczyła go z drugiej strony. "Chyba ktoś do Ciebie, Riaan." przerwało mu obserwację. Ku jego niezmierzonej uldze urosła przed nim znana mu rudoblond czupryna. Natychmiast po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło, którego źródła oraz przyczyny nie potrafił sprecyzować. Zimno, które dotychczas nim trzęsło uleciało jak powietrze z przekłutego balonika. I nawet nie zauważył, że Eric raczej chłodno powitał Mercię. Przyjacielskim gestem nałożył dziewczynie kaptur bluzy na głowę.
- Jest zimno. - tak jakby to nie było oczywiste, baranie. - Myślę, że zaraz się dowiemy. - Riaan wskazał brodą wrota, które wpuściły do środka dyrektora. Dumbledore rzeczowo przeszedł do sedna. Vuuren słuchał z zaniepokojeniem słów Dropsa, co chwilę spoglądając też na miny Erica i Meredith. Chyba stresowali się całą trójką i mieli do tego powody. To nie były ćwiczenia! Ktoś naprawdę zaatakował Hogwart. I jakby na potwierdzenie tego wrota eksplodowały, a Dumbledore rzucił magiczną zasłonę. W tym momencie krew Riaana zawrzała po nagłym dopływie adrenaliny. Chłopak natychmiast zasłonił Meredith prawą ręką, w której trzymał różdżkę. Nikt nie będzie krzywdził jego przyjaciół. Tak brzmiało jego postanowienie w tym momencie i chociaż bał się okrutnie, to zamierzał go dotrzymać. Nie był to pierwszy raz, kiedy jego życie było w zagrożeniu, nauczony doświadczeniem na chłodno przekuwał strach w ostrożność i rozwagę. W obliczu zagrożenia, Riaan nie zwykł już tracić głowy.
Dlatego zdziwił się też reakcją Erica, który po rozmowie z Samem (którego Riaan wcześniej zauważył tylko dlatego, że ten się odezwał wieszcząc kłopoty). Jego przyjaciel głowy nie stracił, ale na pewno stracił zimną krew, bo gdzieś pobiegł.
- Cholera! Łatwiej jest się bronić w grupie! - Riaan wrzasnął głośno za Henleyem, po czym spojrzał na Meredith. - Tylko Ty nie uciekaj, ok? Sam, będziesz się trzymać z nami? - we trójkę mieli więcej szans niż pojedynczo. Nie mówiąc już o czwórce, ale ktoś wolał gdzieś pobiec.
- Ten bałwan mówił, że będzie mnie pilnował a znowu wyjdzie na to, że to ja będę pilnował jego... - Afrykaner ścisnął mocniej różdżkę w dłoni, gotując się na nieunikniony upadek dyrektorskiej bariery. To będzie walka o przetrwanie, bo skoro napastnicy pokonali Smoczycę to jak uczniaki mogą się im przeciwstawić?
Ben Watts
Ben Watts
Liczba postów : 22
Data przyłączenia : 03/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyNie Sty 08, 2017 11:26 pm

Sytuacje, nad którymi nie miał kontroli, sprawiały, że Ben czuł nieprzyjemne podskórne mrowienie – a konkretniej ten jego rodzaj, jakiego nie dałoby się uspokoić, choćby nie wiadomo jak intensywnie drapać. Myśl, że to wszystko to tylko sprytna inscenizacja czy ćwiczenia alarmu pojawiła się w głowie chłopaka tylko na chwilę, zaraz wyparta przez przekonanie, że musiał się wydarzyć najgorszy możliwy scenariusz. W sytuacjach kryzysowych jego umysł zawsze krążył w rozważaniach dotyczących najbardziej problematycznych rozwiązań, zawsze zakładał tylko to, co najgorsze – było to może męczące i w większości nie pokrywało się z rzeczywistością, ale pozwalało opracowywać plan, by poradzić sobie z absolutnie wszystkim. A przynajmniej tym, co dało się przewidzieć.
Dlatego właśnie jedną ręką trzymając przy sobie Claire, drugą wciąż ściskał różdżkę. Dlatego wodził spojrzeniem po oknach i drzwiach sali, po twarzach obecnych na sali – w szczególności próbując wyłapać tych, którzy podobnie jak on należeli do niedużej organizacji założonej przez Dumbledore'a. Dlatego też czuł spięcie i delikatne drżenie mięśni gotowych do reakcji. I pewnie dlatego też nie odpowiadał na wszystkie głupkowate teksty skierowane w swoją stronę. Cały zdał się przestawić na zupełnie inny tryb funkcjonowania, na coś dużo mniej ludzkiego, co tylko czekało na odpowiedni impuls, by zaprezentować pazury w pełnej okazałości.
Takim impulsem mógł być rumor i wylatujące z zawiasów drzwi do Wielkiej Sali. Mogło być nim naparcie drobnego ciała Claire na jego klatkę piersiową i paniczne wręcz zaciśnięcie palców na krukońskim ubraniu. A może był to kwaśny zapach strachu, lub wszystkie te czynniki naraz.
Wpojony odruch zadziałał bez zarzutu, gdy ręka Krukona uzbrojona w różdżkę wykonała nią ruch niezbędny do postawienia tarczy – zdecydowanie mniejszej od tej, którą wyczarował dyrektor, ale jednak. Jakiekolwiek osłony mimo swoich założeń nie stały wiecznie i w najlepszym wypadku kupowały tylko chwilę czasu na wymyślenie planu ataku. Moment, w którym ze strony zamaskowanych napastników posypały się zaklęcia, wydarł z gardła Wattsa wyraźne syknięcie i szarpnął jego ciałem w przód – gdyby nie palce Claire zaciśnięte kurczowo na bokserce pewnie od razu wyrwałby się na pierwszą linię, już, natychmiast, bo przecież jak miał inaczej zareagować? I czemu Puchonka tego nie rozumiała, próbując go zatrzymać? Tam profesor Lacroix padała właśnie na posadzkę, a on... Nie, racjonalne myślenie, że przecież na sali byli aurorzy i inni dorośli nie chciało się pojawić, podobnie jak i egoizm w kontekście własnego bezpieczeństwa. Tylko Claire powstrzymywała Bena przed rzuceniem się do pomocy, wywołując w nim wir sprzecznych uczuć oraz potrzeb, objawiający się spięciem widocznym w całym ciele i zaciśnięciem zębów.
Meredith Walker
Meredith Walker
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 21/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyPon Sty 09, 2017 1:04 am

Chodzący nietakt w postaci Erica Henleya to najgorsze na co mogła teraz wpaść Meredith. Była przestraszona nie na żarty - zwyczajna szesnastolatka, która w sumie do dzisiaj była nieświadoma szponów w wojny, w jakich znalazł się cały czarodziejski świat. Co mogła wiedzieć o tym ona, mugolaczka wychowana na samym skraju brytyjskich wysp? Do tego natychmiastowa zmiana miny wcale nie pomogła. Meredith nie dziwiła się teraz Tanji, dlaczego zmierzyła chłopaka policzkiem. Sama chętnie mogła by to kiedyś zrobić.
- Riaan - powtórzyła bezmyślnie, mniej więcej w momencie, w którym dołączył do nich Sam. Muskała palcami kawałek tkaniny naciągnięty nieco bezmyślnie na głowę, bo przecież ograniczał pole widzenia. Ale to nic, było jej ciepło i jak na tę chwilę było jej dobrze na sam widok jego twarzy. Już nie było jej tak zimno, przysięgam że nie było - Dziękuję
Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Donośny głos Dumbledore’a zabrzmiał w jej uszach, słowami znanymi dotychczas co najmniej z koszmarów. Czyli to nie była pomyłka, blef, próby, ćwiczenia… Oni naprawdę tu są. I jakby na potwierdzenie tych słów drzwi sali rozwaliły się z donośnym hukiem na wiele, wiele kawałków. Meredith poczuła dreszcz przerażenia, który przemknął po ciele - zrzuciła gdzieś przy okazji ręką kaptur. Potem usłyszała cichy płacz nieopodal i Samuela, który pocieszał jakieś rozhisteryzowane dziecko. Mer chciałaby móc wpaść w histerię. Chciała mieć teraz tyle lat, by móc usiąść w kącie i  się rozpłakać licząc na pomoc z nieba. W sumie nigdy nie postrzegała jakiekolwiek ryzyka jako realne a jednak. Mogła liczyć teraz jedynie na ochronę dyrektora i szkolnej kadry, która chyba w głębi serca czuła się na to równie niegotowa, co ona.
Puchonka poczuła coś jeszcze. Ręka Riaan wyrosła przed w nią w parę sekund po tym wielkim huku, w sumie to była pierwsza rzecz, którą ujrzały jej oczy. Potem zobaczyły jakieś błyski, instynktownie czując że trafiły pierwszego z obrońców. Miała rację - ujrzała bowiem trafioną Smoczycę, która jeszcze nie odparła ataku. Czy to możliwe, że ona…?
- Boję się - szepnęła cicho, jeszcze zanim Henley rzucił się naprzód. Nie wiedząc czemu miała ochotę ruszyć za nim, nie po to by mu wtórować lecz aby uratować ten pusty łeb ale silne spojrzenie Riaana pozwoliło jej ostygnąć, odgonić głupie myśli.
- Dobrze - rzuciła poprawiając uchwyt różdżki - Nie róbcie nic głupiego, nie mamy szans ich pokonać. Obrona, uniki. Aurorzy muszą być już w drodze
Dokończyła spoglądając na van Vuurena.
I pierwszy raz w życiu żałowała, że czegoś mu nie zdążyła powiedzieć.
Wanda Whisper
Wanda Whisper
Liczba postów : 11
Data przyłączenia : 21/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyPon Sty 09, 2017 8:06 pm

To prawda.
Nie wyglądała najlepiej - nie czuła się nawet dobrze, poprawnie. Miała ochotę uciec ze szkoły - pozostawić wszystko za sobą i wrócić do rodzinnego domu, gdzie mogłaby się zakopać w pościeli okryta koszulą ojca. Było jej ciężko - nie umiała określić tego jak bardzo, ale było jej źle. Nie mówiła nikomu o tym jak się czuje - wystarczyło na nią spojrzeć. Niegdyś jasne spojrzenie czekoladowych oczu teraz patrzyło smętnie na wszystko co się dzieje wokół. Wszystko zgasło.
Jej dusza również.
Wciąż wykonywała swoje obowiązki - wciąż troszczyła się o innych - blady uśmiech wstąpił na jej twarz, gdy koledzy z Gryffindoru odwzajemnili spojrzenia - piwne oczęta przebiegły z twarzy jednego Gryfona na drugiego, a usta delikatnie wygięły się w półuśmiechu.
- Uważajcie. - Szepnęła jeszcze raz dziewczyna i odsunęła się, by nie zakłócać ich spokoju.
Chwilę później pojawiła się u boku Stewarda, który także zauważył jej zmianę.
- Wiem. - Rzuciła tylko, by uciąć wszelakie dyskusje na temat jej wyglądu  czy jej samopoczucia. Nie ukrywała swych uczuć chociaż bardzo chciała - chciała schować się pod przysłowiową pierzynę i udawać, że wszystko jest okej. Ale nie było.
Szkoła została zaatakowana - komunikat wydany przez dyrektora szkoła postawił ją na nogi - Krukonka wyprostowała się, sięgając wzrokiem do kolegi z klasy, który już ruszył na przód niejako ją osłaniając. Chciało się jej śmiać - czasy, w których panowie osłaniali białogłowy już bezpowrotnie zniknął - teraz każdy troszczył się o samego siebie. Ona zapragnęła walczyć pokój już dawno temu - wyciągnęła więc przed siebie różdżką, by w razie potrzeby czy nagłego ataku odeprzeć urok zmierzający w jej stronę.
Dłonie zaciśnięte na różdżce stalowe i spojrzenie utkwione w atakujących.
Zapowiadała się przyjemna noc.
Nikolai Asen
Nikolai Asen
Liczba postów : 12
Data przyłączenia : 22/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyPon Sty 09, 2017 9:26 pm

Nie robił tego z poczucia jakichś ideałów, które próbowano wtłoczyć mu do głowy. Słowa często brzmiały mądrze, nawet przekonująco, ale on miał przecież swój własny zestaw przekonań - zestaw, w którym nie było miejsca na prawdy obce, czyjeś, przysposobione. Brakowało luk, które można byłoby zapełnić mniej lub bardziej wzniosłymi teoriami, brakowało wahania, które można byłoby przekuć w jakieś przekonanie, spleść w linę, którą można by przeciągnąć go na którąś ze stron.
Nie robił też tego dla pieniędzy. Niezależnie, jak powodziło mu się w danym momencie, w ogólnym rozrachunku nigdy nie cierpiał na ich niedobór. Do obrzydliwego bogactwa - przynajmniej tego, które mierzyło się w żywym, brzęczącym złocie - było mu jeszcze daleko, mimo tego miał za co żyć. Miał szeroki zakres komfortu finansowego. Miał też sumy, które mógł wydawać bez szczypania się i przeliczania każdej monety. Dodatkowe pieniądze nie były mu potrzebne, nie widział powodu, dla którego miałby robić cokolwiek dla zdobycia czyjejś sakiewki.
Nie robił też tego z własnych, większych pobudek. Poczucie niesprawiedliwości - przynajmniej w swoim własnym, osobistym kontekście - nie było mu szczególnie bliskie, potrzeba zmieniania świata była mu zupełnie obca. Doskonale odnajdywał się w istniejącym labiryncie konfliktów interesów, z gracją prześlizgiwał się od granicy do granicy i naprawdę nie widział powodu, dla którego miałby przeciwdziałać obecnemu stanowi rzeczy, dlaczego miałby wziąć na swe barki zobowiązanie do popchnięcia rzeczywistości w którąś ze stron. Tak przecież było dobrze. Chaos, zamęt - odnajdował się w tym, nie potrzebował stabilizacji po żadnej ze stron.
Więc dlaczego? Och, to proste. Dla zabawy.
Zgodził się od razu, bo dlaczego miałby nie? Zręcznie maskując niekoniecznie zdrowy entuzjazm, pojawił się na każdym z wcześniejszych spotkań, pobłażliwym uśmiechem witając każde nowe postanowienie, każdą nową decyzję. Ten sam wyraz towarzyszył mu i na początku, gdy jakiekolwiek plany dopiero się rodziły, i wtedy, gdy oddano mu w ręce znacznie więcej władzy, niż było to bezpieczne. Na swego bezpośredniego przełożonego, jedynego, przed którym miał odpowiadać patrzył już wtedy tak samo, jak na nowych podwładnych. Z dystansem. Z odrobiną rozbawienia. Z wyższością. I uśmiechał się. Uśmiechał się jak wtedy, na początku i jak teraz, już za zamkowymi murami.
Ciemny płaszcz, choć nie jego własny, był zaskakująco wygodny. Szybko oswoił się z długą, spływającą kaskadami czernią i szerokim kapturem, kryjącym nie tylko błysk rozbawienia, nie tylko iskry trzaskające w spojrzeniu, ale w ogóle całe jego rysy. Podobnie prędko odnalazł się też w nowej roli. Roli, która całkiem dobrze mu leżała.
Wszedł do sali tuż po tym, gdy zaklęcie rzucone przez jednego z towarzyszy - czy może towarzyszkę? nie był pewien - wyrwało z zawiasów masywne drzwi. Na lidera, przywódcę, na tego, kto mógłby go teraz zatrzymać nawet się nie obejrzał, nie miał po co. Wiedział, że zatrzymywać nikt go nie będzie. Wiedział, że właśnie po to go wzięli. Miał wejść, zrobić swoje i nie oglądać się.
To było takie proste.
- Ten. - Wskazując dwójce najbliższych mu aktualnie towarzyszy oponenta, którymi mieli się zająć - którego nie znał, a który w aurorskich papierach nosił nazwisko Gillis - ani na moment nie zwolnił kroku. Nie wyciągnął też różdżki, w tej bierności pozostając jednym z nielicznych. Może jedynym? To nie było istotne. Nie zwracał na to uwagi.
Z wyrachowanym znudzeniem przyglądając się zbiegowisku, nie miał problemów ze znalezieniem jedynego, który tak naprawdę go tu interesował, który wzbudzał w nim jakieś faktyczne zaciekawienie, który prowokował znaczną część tego entuzjazmu.
Myśl o wejściu za bramę Hogwartu jednoznacznie pociągała za sobą nazwisko Hall.
- Necrosis. - Słowo popłynęło od niechcenia, wyrwało się spod szerokiego kaptura gardłowym, stłumionym pomrukiem, nieznacznie tylko głośniejszym od ostentacyjnego pstryknięcia palcami uniesionej dłoni.
Alex Hall
Alex Hall
Liczba postów : 13
Data przyłączenia : 19/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyPon Sty 09, 2017 10:10 pm

Paradoksalnie tylko w sytuacjach takich ja te, pełnych chaosu, zamętu, wysyconych niebezpieczeństwem wszystko było na swoim miejscu. Każdy element układanki, każda motywacja odnajdywała swoje zastosowanie, zagłuszając wszelkie wątpliwości czy światopoglądowe dylematy. Mały wycinek świata zabarwiony nieładem był tym miejscem, gdzie Alex czuł się jak ryba w wodzie. Jakkolwiek chore by się to nie wydawało, otoczony piskiem i eksplozjami najlepiej wiedział, co robić – dogiąć karki najbliższych uczniów ku ziemi, kazać im nie szarżować. Wyskoczyć przed nich, poza granicę bariery postawionej przez Dumbledore'a w dokładnym przeciwieństwie własnych rad, czując nagły zastrzyk energii, nagłą potrzebę, by zanurzyć się całym w cudownym, cudownym chaosie rozgorzałym w Wielkiej Sali. Po raz pierwszy od dawna naprawdę czuł, że żyje, że nie jest tylko bezwolną kupą mięsa wyglądającą najbliższego dołu, który mógłby posłużyć jej za grób.
Czy się uśmiechnął, unikając świszczącego w powietrzu promienia zaklęcia? Chyba. A może nie, nie był tego taki pewien. Drewno ostrokrzewu wydawało się pulsować ciepłem, bezgłośnie śpiewać pod palcami aurora, kiedy zamiast stawiać barierę mającą odbić kolejny urok, usunął się z jego toru, natychmiast wyprowadzając kontrę w jednego z zakapturzonych drabów, których chyba zamierzał się na rozbicie osłon otaczających uczniów. Chyba, bo Alex nie miał ani czasu ani najmniejszych chęci tego sprawdzać. Tanja nie mignęła mu nigdzie w pierwszych rzędach, odsunął więc na chwilę potrzebę odnalezienia jej wzrokiem – skoro nie stała na widoku, na razie była bezpieczna. Zresztą... Przez wakacje zdążył poznać ją na tyle, by sądzić, że nie skuli się w kącie z płaczem, oczekując na ratunek. Znajdzie ją, kiedy razem z Haldanem, Gillisem i kadrą nauczycielską zrównają z ziemią ubranych w czerń napastników. Tylko, że Hall popełnił pewien błąd – taki maleńki, pozornie nieistotny – gwałtownie obrócił wzrok ku padającej na posadzkę Chantal, przez krótką chwilę nie pilnując własnego bezpieczeństwa. Głupi, głupi błąd żółtodzioba, potencjalnie mogący zakończyć wszystko.
Ból nagle rozkwitł w szerokiej klatce piersiowej, przypominając ukrop, wywołując nacisk, który zdawał się móc połamać wszystkie żebra. Z gardła Anglika mimowolnie wyrwało się zduszane westchnięcie, gdy wraz z utrudnionym oddechem serce przyspieszyło jak podczas przejażdżki rollercoasterem – tylko żadna kolejka nie wywoływała myśli, że walący młotem organ zaraz przebije się na zewnątrz. Czarna magia. Absolutnie nie ufając swojej umiejętności mówienia, kiedy nabranie powietrza z każdym momentem stawało się coraz trudniejsze, Hall odpłacił się niewerbalnie rzuconym Confringo, mrugając gwałtownie, by odpędzić pojawiające się przed oczami mroczki. Bolało, bolało jak jasna cholera.
Mikhail Asen
Mikhail Asen
Liczba postów : 10
Data przyłączenia : 22/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyWto Sty 10, 2017 7:50 pm

Wszyscy zebrani w Wielkiej Sali uczniowie wyglądali jakby znajdowali się jeszcze w błogim półśnie i Asen nie był tego żadnym wyjątkiem. Nikt w końcu nie lubi, gdy się go wyrywa z łóżka w środku nocy.
Wiadomo, atak na szkołę to nie przelewki, nawet ślizgon musiał to przyznać i w końcu rozważając wszystkie swoje wątpliwości kłębiące się w jego głowie stwierdził, że zbyt wiele ma do stracenia, opowiadając się po tej mroczniejszej ze stron. Prior, Hall, Everett... Ten drugi niby nie należał nawet do jego rodziny ale zdążyli się już przecież trochę polubić a sam Asen zaakceptował Alexa na tyle, by zaliczać go do grona swoich najbliższych.
Widział go kątem jak pilnował porządku i próbował ogarnąć ten chaos, panujący w Wielkiej Sali. Młodsi uczniowie ewidentnie się bali. Na Merlina, nawet sam Mikhail odczuwał swego rodzaju niepokój, a był przecież w ostatniej klasie. Był świetny w lataniu na miotle, rewelacyjny w podrywaniu, nie miał sobie równych w ściemnianiu i kręceniu, ale uroki i czary? Z tym zawsze było u niego trochę gorzej, nigdy nie sądził, że wagarując, czy nie odrabiając zadanych prac domowych robi sobie jakąś krzywdę. Teraz go nagle oświeciło, tyle, że ewidentnie było to trochę po czasie.
Wracając do Tanji, to chłopak mimo upomnienia nie potrafił oderwać wzroku od jej dekoltu. Był facetem z krwi i kości i taka już była jego natura, z którą nie należało walczyć. Sytuacja była dość kryzysowa, więc przynajmniej darował sobie wizualizowanie w wyobraźni siebie i właścicielki owego dekoltu w dwuznacznych sytuacjach, tym bardziej, że w chwili gdy Everett skończyła mówić, drzwi Sali raptownie się otworzyły a w powietrzu zaczęły świstać rzucane przez dorosłych zajęcia.
Momentalnie wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni od piżamy, które miał na sobie. Górę okrywał zwyczajny biały t-shirt ale i tak poczuł gęsia skórkę, a także włosy zjeżyły mu się na przedramionach. Smoczyca zaliczyła bolesne spotkanie z przeciwnikiem, na widok którego Misza aż syknął. Uwielbiał swoją nauczycielkę, ale wiedział też, że nie może nic zrobić. Ścisnął dłoń Tanji chcąc dodać jej otuchy, albo gwarancję, że przy nim nic jej nie grozi... zaraz! Ścisnął dłoń Tanji?! W momencie, w którym uświadomił sobie, że w istocie trzyma ją za rękę dziewczyna wyrwała się jakby Asen poparzył ją iskrą. Ale nic to, nie zrobiło mu się głupio tak jak i jej. Potem będą to sobie wyjaśniać, teraz nie było na to czasu, tym bardziej, że tym razem to ktoś znacznie bardziej mu znany został zaatakowany. Hall. Odruch człowieczeństwa kazał mu biec na ratunek, głos rozsądku zaś nakazał pozostać i pilnować Tanji. Wszystko działo się zbyt szybko, a Asen był nikim przy nauczycielach, którzy posiadali większą wiedzę i umiejętności.
- Wilki to przy tym pikuś - mruknął. Dobry humor ulotnił się jak ręką odjął. Gdzie do cholery był Prior? Czy był bezpieczny? Czy uda im się dziś wyjść cało z tej opresji?
Feliks Zolnerowich
Feliks Zolnerowich
Liczba postów : 6
Data przyłączenia : 19/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyWto Sty 10, 2017 9:09 pm

//NALEŻY TRAKTOWAĆ TEN POST JAKO MG, PROSIMY O ZAPOZNANIE SIĘ Z JEGO TREŚCIĄ.
*podkreślenia oznaczają kwestia Dumbledore'a

Tylko szaleniec mógł wpaść na coś takiego – atakować szkołę, którą większość społeczeństwa uważała za nietykalną? Za najbezpieczniejsze miejsce na świecie? Tak, właśnie tak. Dlatego ten plan był bardziej genialny niż niedorzeczny, bo nikt niczego się nie spodziewał. Oczywiście wymagał wielu ustaleń, potajemnych spotkań, dyskusji nad szczegółami – chociaż pierwsza, najważniejsza kwestia rozbijała się o ludzi. Ludzi wystarczająco uzdolnionych i równie szalonych jak wyłożona im idea, choć ku swojemu cichemu zaskoczeniu, tych Feliks znalazł bez większego problemu wśród dawnych kolegów z Durmstrangu. Chociaż tak po prawdzie, powinien się tego spodziewać, w końcu nie nawykł obracać się ani w spokojnych, ani tym bardziej nadmiernie grzecznych kręgach.
Wystrojeni w czarne płaszcze o kapturach na tyle głębokich, by osłaniać twarze, w środku nocy wdarli się przez główną bramę, wyłamując ją z zawiasów – co prawda trzeba było do tego kilku połączonych zaklęć, ale mimo wszystko ustąpiła zdecydowanie zbyt łatwo. Na tyle łatwo, że banda napastników z butą wkroczyła na teren szkoły, a spod niejednego kaptura przebrzmiał śmiech czy wręcz pogardliwe prychnięcie. Feliks nie mówił nic, choć czuł kłucie pod sercem, wskazując tylko dalsze kierunki marszu po ciemnych korytarzach, cich... Nie, cisza skończyła się bardzo szybko, gdy we wnętrzach zwielokrotniana echem zawyła syrena alarmowa, podrywając cały zamek z łóżek. Pospiesznie upychając współtowarzyszy w jednej z klas, Rosjanin nasłuchiwał – nasłuchiwał do momentu, w którym tupot i głosy nie przetoczyły się falą tuż za drzwiami, a potem coraz bardziej cichły.
Resztę tego, co się stało, wszyscy zgromadzeni w Wielkiej Sali znali już bardzo dobrze. Z zawiasów wyrwana została kolejna para drzwi, sypiąc iskrami i drzazgami w każdym kierunku, a w mrugnięcie oka później pomieszczenie zmieniło się w istną strefę wojny. Postawienie przez dyrektora osłon wokół uczniowskich zgromadzeń całkiem naturalnie skierowało uwagę atakujących ku kadrze nauczycieli i aurorach – a Zolnerowich nie byłby sobą, gdyby pozwolił komuś tknąć Chantal choć jednym zbłąkanym urokiem. Nie, szkolna mistrzyni eliksirów była jego łupem i kłamałby, gdyby powiedział, że nie wywołało to ani odrobiny ekscytacji. Zresztą, kłamać nie zamierzał, bo i po co? Jeśli Feliks miałby nazwać jedną rzecz, z której był najbardziej dumny, bez wahania wskazałby na swoją zwykle niefiltrowaną, bezczelną szczerość, wyszczerzając przy tym zęby w uśmiechu. Panna Lacroix poszła na pierwszy ogień, stając się celem kaskady celnie wymierzanych zaklęć, przeciw którym broniła się o wiele zacięciej i skuteczniej, niż mężczyzna mógłby się tego spodziewać. Udało jej się odbić jeden urok, drugi, nawet trafić rykoszetem Rosjanina – ból w ugodzonym ramieniu rozlał się dziwną, zimną falą w dół, sięgając szponami ku kręgosłupowi, ale czarodziej miał inne zmartwienia. Wciąż przecież ciskali w siebie z Chantal zaklęciami, stawiając tyle samo chwilowych tarcz, wykonując uniki i całując podłogę. Być może przez twarz Feliksa przetoczył się jeden lub dwa nieprzyjemne skurcze, gdy trafiał w kobietę, której jak do niedawna sądził, byłby skłonny zdjąć gwiazdkę z nieba. Ostatnie, pętające ją zaklęcie wydawało się bardziej aktem łaski niż bezczelnego triumfu.
Oddychając głęboko, powiódł końcem trzymanej w dłoni różdżki po skulonej, uczniowskiej masie, twardo odpychając wszelkie przejawy konfliktu mogącego narodzić się w głowie – zdążyli przecież to wszystko przerobić w trakcie ustaleń, tutaj nie było już miejsca na wahanie. Pozwolił, by chaos i wymiana uroków trwała jeszcze chwilę, dopiero wtedy zwracając się w stronę Dumbledore'a, który poza postawieniem tarcz podejrzanie nie wykonał żadnego innego ruchu w trakcie całego tego rozgardiaszu i kiwnął głową.
- Wystarczy, opuśćcie różdżki – głos dyrektora wymagał nieco magicznego zwielokrotnienia, by przebić się przez świst i syk sunących w powietrzu uroków. Ostatni z nich rąbnął jeszcze o posadzkę w czasie, kiedy Feliks jak gdyby nigdy nic zsuwał z głowy kaptur, pewnym krokiem kierując się ku spętanej wcześniej Chantal. Przykucnął przy niej, zaklęciem odwołując migoczące więzy i pewnie chwytając ciało, które zgodnie z oczekiwaniami po prostu runęło przed siebie.
- Mam nadzieję, że dzisiejsze ćwiczenia skłonią was do refleksji. Ignorancją i głupotą byłoby udawać, że podobna sytuacja może się nie zdarzyć, dlatego postanowiliśmy pokazać każdemu z was, jak zachowalibyście się w momencie prawdziwego ataku – szlafrok Dumbledore'a zaszeleścił i zamigotał wyszywanymi, srebrnymi gwiazdami, gdy postawił kilka kroków bliżej, omiatając uważnym spojrzeniem twarze uczniów. - Zapewne wielu z was chciało się schować, poczuło strach lub przemożoną chęć ochrony przyjaciela. Na to chcieliśmy was przygotować, na was samych. Żebyście mieli świadomość i możliwości.
W trakcie tej krótkiej przemowy, Rosjanin ostrożnym, ale też pewnym ruchem podźwignął powaloną kobietę na nogi, jak jastrząb wypatrując skrzywienia ust, nasłuchując syknięcia...
- Właśnie dlatego oficjalnie ogłaszam otwarcie Klubu Pojedynków, który prowadzony będzie przez profesor Lacroix i profesora Zolnerowicha – w tym miejscu Feliks wykonał teatralny półukłon - Sądzę, że świetnie was przygotują na różne ewentualności. Pytania?
Bardzo, bardzo zabawne panie dyrektorze. Może pański żart zostałby bardziej doceniony, gdyby 90% populacji Wielkiej Sali jeszcze chwilę temu nie trzęsło się ze strachu.


//kolejne mg pojawi się w piątek (13.01) po godzinie 21
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix
Liczba postów : 19
Data przyłączenia : 21/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyWto Sty 10, 2017 9:46 pm

Mistrzyni eliksirów. Taki nosiła tytuł i pod takim była znana na szkolnych korytarzach. Nie było wątpliwości co do jej kunsztu w warzeniu mikstur, ale chyba nikomu nie przyszło by do głowy, że potrafi się obronić używając zaklęć i uroków. Znała parę niezłych smaczków, które mogły zrobić atakującemu krzywdę. Wykorzystała to skrzętnie, gdy tylko drzwi Wielkiej Sali wypadły z hukiem i pierwszy z czarów pomknął ku niej. Cała walka była przeprowadzona niewerbalnie, więc tylko prawdziwi znawcy byli w stanie określić, kto co rzucił. Chantal nie patyczkowała się, zwinnie wznosząc niewidzialne bariery, jednocześnie przeszukując pamięć w celu odnalezienia przydatnego uroku. Nie było mowy o litości, dlatego bez cienia żalu powitała trafienie w napastnika. Wiedziała, że nie ma czasu na siadanie na laurach, co boleśnie przypomniał silny upadek. Mimowolny jęk wydarł się z ust czarownicy, kiedy staw oraz mięśnie chóralnie krzyknęły z bólu.
Twarda bestia z niego.
Może zaważył ułamek sekundy, a może zmęczenie, ale po niekrótkiej już walce Chantal musiała oddać zwycięstwo napastnikowi. Drapiące w skórę więzy mocno się wrzynały, zaznaczając swoją obecność. Wydała z siebie ciężki wydech, czując piorunujący ból kolan przy upadku. Pozostało czekać na finisz.
Takowy nadszedł, wraz z sunięciem z głowy kaptura. Chantal podniosła głowę na ile to było możliwe, aby spojrzeć w twarz Zolnerowicha. Nie wypowiedziała ani słowa, kiedy przecinał sznury, nawet nie wydała z siebie głosu, kiedy upadała w wyciągnięte ręce Feliksa. Skrzywiła się natomiast znacznie, gdy wstawała z potłuczonych kolan. Nie wykazywała chęci na odsuwanie się, co pokazała przez zbliżenie swoich ust do ucha Zolnerowicha.
-Rozliczymy się w moim gabinecie. -powiedziała cicho, wreszcie odsuwając się od napastniko-wybawiciela. Niespiesznie poprawiła nieco wymiętolony w tej zawierusze szlafrok i otarła czerwone ślady po sznurach na nadgarstkach. Z odrobiną wyższości spojrzała po sali, po uczniach. Na samym końcu skupiła wzrok na dyrektorze.
-Oh, nie dodawaj sobie zasług, będziesz tylko asystentem, musimy przeprowadzić rewanż. Gdyby to nie było ugadane, na pewno byś nie wygrał. -rzuciła mimochodem, uśmiechając się zagadkowo do tłumu, który chyba nie do końca otrząsnął się ze strachu. Chciała im dać dłuższą chwilę, nim razem z Feliksem ogłoszą zasady klubu pojedynków.
Louis Shaw
Louis Shaw
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 22/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptyCzw Sty 12, 2017 11:56 pm

Kiedy w Hogwarcie rozległa się syrena alarmowa, Louis bez chwili zastanowienia zeskoczył z łózka przy okazji zrzucając książkę, którą aktualnie czytał. Z różdżką w pogotowiu wybiegł ze swojego niewielkiego pokoiku i skierował się w stronę Wielkiej Sali wedle wytycznych. Starał się pomóc w opanowaniu tego rozgardiaszu, Biegnąc przed siebie spostrzegł kilku skulonych w kącie korytarza puchonów - nie starsi niż druga klasa. Jeden z nich był w takim stanie, że Louis zaczął na poważnie bać się o to, czy chłopiec nie dostanie jakichś spazmów.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, nikt Was nie skrzywdzi. Chodźcie za mną do Wielkiej Sali, dobrze. Jesteśmy już naprawdę niedaleko. - dodał chcąc choć odrobinę uspokoić ich skołatane serca. Wtem drzwi do Wielkiej Sali rozleciały się z hukiem, Louis myśląc instynktownie, wepchnął dzieci do pierwszej otwartej sali. Jeszcze tego by brakowało, żeby musiał walczyć, pozostawiając uczniów, bez jakiejkolwiek osłony.
- Muffiato - rzucił w stronę uczniów, chcąc mieć pewność, że żaden z potencjalnych napastników ich nie usłyszy - Protego Totalum - dorzucił asekuracyjnie, po czym wyjrzał z sali. Chwilę później usłyszał słowa Albusa i ferwor walki ucichł. Zdjął z dzieciaków zaklęcia i wprowadził ich do lekko zdewastowanego pomieszczenia, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z kadrą. Dzieciaki niemal natychmiast pomknęły w stronę przyjaciół z ich domu i zniknęły w tłumie uczniów.
- Sporo mnie ominęło jak widać... - rzucił lekko zakłopotany, po czym skierował się w stronę dyrektora i rzekł przepraszająco - Byłbym tutaj na czas, ale zauważyłem tych spanikowanych chłopców więc podjąłem decyzję, przeczekamy etap walki w sali lekcyjnej, gdybym ot tak z nimi przebiegł przed Feliksem i resztą, wszystko mogłoby się wydać. Przepraszam. - rzekł. Miał nadzieję, że te ćwiczenia nauczą młodzież większego panowania nad emocjami, bo w dzisiejszych czasach tego typu zdarzenia mogą w każdej chwili stać się częścią ich rzeczywistości.
Tanja Everett
Tanja Everett
Liczba postów : 19
Data przyłączenia : 21/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptySob Sty 14, 2017 4:50 pm

Sytuacja w Wielkiej Sali była daleka od sielankowej. Tłum skłębiony pod ścianą, oczekujący, że napastnicy ulegną aurorom i nauczycielom. Dorośli w pełnej gotowości z samego przodu. Tanja nerwowo oglądała się po wszystkich. Skłamała by, gdyby powiedziała, że obecność Miszy nieco jej nie koiła, ale wolała zachować te przemyślenia dla samej siebie. Gdy tylko drzwi Wielkiej Sali stały się jedynie wspomnieniem, Tanja wyprostowała się raptownie i chwyciła Ślizgona za nadgarstek. Nie pomyślała o tym w pierwszej chwili, jakby podświadomie szukając wśród napastników sylwetki ojca. Była by wtedy skłonna ominąć dyrektorską tarczę i zmierzyć się z nim, po raz ostatni. Ostatni, bo nie sądziła, aby kiedykolwiek mogła go pokonać. Chciała po prostu okazać przed nim uniesioną w odwadze głowę.
Gryfonkę ogarnęło nagłe ciepło, dość przyjemne i - jak się jej wydawało - wywołane trzymaniem się za ręce z Mikhaiłem. Chwila konsternacji spowodowała, że Tanja przestała się przyglądać i odsunęła dłoń najszybciej jak się dało.
-Ta... -burknęła na komentarz Ślizgona, ale w tej samej chwili dostrzegli atak na Halla. Everett miała go za kogoś więcej niż tylko stażystę, więc poczuła, jak jej serce staje.
-Hall... -wymsknęło się z jej ust i już, już była gotowa biec, właśnie omijała kolejne rzędy wystraszonych uczniów, kiedy...
Wszystko się skończyło. Na głos dyrektora wszystkie czary ustały. Tanja spojrzała na Dumbledore'a ze zdziwieniem. Zamrugała i bez słowa obejrzała się na profesor Lacroix, która właśnie bywała rozwiązywana przez napastnika, którym okazał się być...
-Zolnerowich? To było... sfingowane? -zapytała w przestrzeń. Nie wiedziała, czy miała się śmiać, płakać czy może złościć, że ośmielono się tak bardzo ją wystraszyć. Wzięła jednak głęboki wdech i skinęła głową. To była dobra lekcja. Przemyślenia przerwał komunikat, który tak bardzo zaintrygował Tanję, że szybko nadstawiła uszu.
-Co za... zrobili z nas bandę przerażonych dzieciaków... -powiedziała cicho do Mikhaiła, który znowu znalazł się obok niej.
Nikolai Asen
Nikolai Asen
Liczba postów : 12
Data przyłączenia : 22/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptySob Sty 14, 2017 6:46 pm

Łatwo. Nie potrafił podsumować tego inaczej. Arogancja nie pozwalała mu użyć innego określenia. Łatwo. Gdy pstryknięcie palców zapaliło iskrę czarnej magii, pozwalając wypowiedzianemu słowu ucieleśnić się w postaci okowów bez zapowiedzi oplatających serce Halla, Asen stał się nieostrożny - a przynajmniej ostrożny znacznie mniej, niż powinien. To nie on zareagował wystarczająco szybko, by odbić część niewerbalnego zaklęcia - smagnięcie różdżką w symbolu przypisanym do Contrprotego wykonała walcząca nieopodal kobieta, bo on zbyt zajęty był napawaniem się. Chłonął ból Alexa jak gąbka, studiował go, analizował każde drgnienie mięśni - i przez to nie dbał o siebie. Gdy siła aurorskiego zaklęcia odrzuciła go, raniąc przy okazji skórę odłamkami ukruszonej ściany, był szczerze zdziwiony. Piekący ból, jaki zaczął narastać w zadrapanym policzku i na wierzchu prawej dłoni gwałtownie ściągnął go na ziemię, zmuszając do większej trzeźwości. Podtrzymywany dotąd czar rozmył się, bo mimo szczerych chęci nie potrafił go teraz podtrzymać - nie, gdy pozbawiono go koncentracji. Chciał widzieć więcej. Chciał rozciągać granice, szarpać struny tak mocno, aż od pęknięcia dzieliłoby je naprawdę niewiele, jeden niedostrzegalny ruch. Nie dał rady. On też dał się zrobić łatwo.
A potem było już za późno. Gdy strzepnął krew z dłoni, gdy kolejne karmazynowe krople starł z policzka - było już po wszystkim. Widział Feliksa, gdy ten pozbywał się zasłony głębokiego kaptura. Słyszał słowa Dumbledore'a rezonujące w Wielkiej Sali. Odpychając się od ściany, na którą zmiotło go częściowo odbite przez aurorkę zaklęcie, mimowolnie zacisnął zęby. Nie czuł się usatysfakcjonowany, a gorzki posmak pozostały na języku zbyt dobrze przypominał smak frustracji.
Płynnym ruchem zsunął własny kaptur i odetchnął głębiej. Machnięciem ręki zbywając swą nieszczęsną zbawczynię - nie zamierzał odpowiadać na niezadane jeszcze pytanie, wszystko w porządku?, nie miał zresztą ochoty w ogóle go słyszeć - w kilku długich krokach pokonał dystans dzielący go od Halla. Klub pojedynków nie był jego tematem, nie miał z nim nic wspólnego - nic poza udziałem w tej małej inscenizacji. Nie czuł się zobowiązany do uczestnictwa w dalszym przebiegu spotkania - a przynajmniej do uczestnictwa czynnego.
- Ogarnij się. - Dotarcie do Alexa nie sprawiło żadnych problemów. Wymijając swych niedawnych towarzyszy broni i tych, z którymi przyszło im pozorować walkę, przy mężczyźnie też zresztą zatrzymał się tylko na chwilę. Jedno chłodne, zdystansowane, oceniające spojrzenie. Porcja krytycyzmu, której nie ubrał w żaden większy komentarz, której też jednak nie ukrywał. Mrużąc powieki, zlustrował sylwetkę Halla tylko raz, w kolejnej chwili przenosząc wzrok - a wraz z nim całą swą uwagę - gdzie indziej, na kogoś innego. Alex... Alex był. I będzie. Ale nie w tej chwili. Priorytety Asena nie zawsze były łatwe do przewidzenia.
Jeszcze dwa kroki, tak, by minąwszy mniej lub bardziej przerażonych jeszcze uczniów, dotrzeć do własnego syna. Przeszkadzanie mu w wysłuchaniu Dumbledore'a było niepedagogiczne, dzielący go od Miszy dystans Nikolai pokonał więc ostatecznie dopiero wtedy, gdy dyrektor obwieścił wszystko, co zamierzał. Przemawiać miał jeszcze wprawdzie Felix, coś powiedzieć miała też Chantal, ale to... Umówmy się, Ameryki nie odkryją. Klub pojedynków, świetnie. Z tym, że Asen średnio się do tej idei przywiązywał. Nawet nie próbował ukrywać tego, co myśli - żaden klub nie nauczy dzieciaków tego, co naprawdę powinni umieć. Może się mylił, może powinien zaufać inwencji Zolnerowicha - którego przecież znał wystarczająco dobrze, by takiego kredytu mu udzielić - ale nie potrafił. W zasadzie nigdy mu to nie wychodziło, nie? Zaufanie. Wiara w czyjeś pomysły, umiejętności.
- Pozwolisz na słowo? - Zatrzymał się o krok od swego potomka i towarzyszącej mu dziewczyny. Unosząc lekko brew, spojrzał na Mikhaila pytająco. Nie zamierzał odciągać go od rówieśników siłą... Teoretycznie. Prawda była taka, że nie tolerował oporu, nie wtedy, kiedy faktycznie czegoś chciał.
Claire Annesley
Claire Annesley
Liczba postów : 16
Data przyłączenia : 21/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptySob Sty 14, 2017 7:20 pm

Udawane. To wszystko było udawane.
Kilka chwil, jakie minęły od wyważenia drzwi Wielkiej Sali do teraz umknęło jej pojęciu. Gdyby ktoś ją zapytał, nie potrafiłaby powiedzieć, co się działo przez te kilka minut. Nie umiałaby opisać, co działo się z profesor Lacroix, komu stawiał czoła nowy nauczyciel zaklęć, nie byłaby też w stanie powiedzieć, czy któryś z uczniów nie wyrwał się jednak przed szereg, pomimo uniemożliwiającej walkę tarczy wzniesionej przez Dumbledore'a. Na te parę chwil jej świat bardzo mocno się ograniczył, sprowadzając się do koszulki Bena, na której kurczowo zaciskała dłonie i tej ciasnej, nagle dusznej przestrzeni pomiędzy nią a Krukonem.
A teraz okazywało się, że to wszystko było ustawione.
Z trudem rozluźniła pięści. Rozprostowanie zesztywniałych, spiętych palców przyniosło fizyczny ból, który czuła jednak jakby połowicznie, nie rejestrowała go w pełni. Przez moment spoglądając na wygniecioną w miejscach, w których ją trzymała bokserkę Wattsa, dopiero po chwili, z ociąganiem uniosła wzrok, robiąc przy tym jeden krok do tyłu, ostatecznie wypuszczając Krukona z objęć.
Byłaby głupia, gdyby nie wyczuła niezadowolenia chłopaka.
Mimowolnie zaciskając zęby, nie odezwała się ani słowem. Klub pojedynków. Słowa dyrektora wlatywały jej jednym i wylatywały drugim uchem, pozostawiając w głowie jakieś ogólniki, puste hasła. Klub pojedynków. Profesor Zolnerowich, profesor Lacroix. Coś takiego może się wydarzyć. Powinniście się uczyć. Postaramy się was przygotować. Składała słowa, po swojemu ujmując sens wypowiedzi Albusa. W którymś momencie z gardła wyrwało jej się puste, gorzkie parsknięcie, jedyny komentarz, na który potrafiła się w tej chwili zdobyć. To nie tak, że nie widziała w tym sensu, to po prostu... To... To nie było takie łatwe.
Wciskając dłonie w kieszenie futrzastej piżamy, odetchnęła bardzo powoli, próbując uspokoić wciąż szalejące serce. Klatka piersiowa bolała ją, uzmysławiając dziewczynie, jak bardzo ta była spięta. Na rozluźnienie uwięzionych w silnych skurczach mięśni potrzeba było znacznie więcej czasu niż te kilka chwil.
Ben Watts
Ben Watts
Liczba postów : 22
Data przyłączenia : 03/12/2016

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 EmptySob Sty 14, 2017 8:14 pm

Ben nie mógł mieć w tym momencie pewności, co właśnie przebijało się na pierwszy plan – zirytowanie wywołane postawą Claire, wściekłość na Dumbledore'a czy odraza z powodu własnego braku asertywności, gdy zatrzymała go słaba dziewczęca dłoń. Wyjście niebezpieczeństwu naprzeciw nie było dla Wattsa takie trudne, jak powinno być dla kogoś, kto chciał zachować zdrowie i życie. Jakiś hamulec nie domagał, klapka nie domykała się prawidłowo, robiąc głupca z człowieka dosyć błyskotliwego i inteligentnego, by wiedzieć, że tak nie należało postępować – strategia pchania się lwu w paszczę nie mogła przynieść efektów rekompensujących poniesione szkody.
A teraz Ben był rozdrażniony. Wściekły w ten sposób, który nie był głośny ani wyraźnie zauważalny, ale zmieniał głos w lód, spojrzeniem ciskając błyskawicami. Claire miała niestety tego pecha, że ze wszystkich powodów tego stanu, stała najbliżej i to na niej skupił się wzrok Krukona po pierwszym zdaniu wypowiedzianym przez dyrektora. To jej twarzy uparcie nie chciał opuścić, gdy wyostrzona adrenaliną uwaga chłonęła każde słowo oficjalnego komunikatu, szukając wyjaśnienia dyrektorskich intencji. Symulacja, sprawdzenie reakcji. Świetnie, tylko dlaczego Dumbledore nie mógł choćby uprzedzić osób związanych z jego niewielkim, tajnym stowarzyszeniem? Czy nie należało im się absolutnie nic w zamian za zaufanie jakie w nim pokładali i udostępnienie samych siebie, by wykonywać zadania, które uzna za ważne? To było nie fair. Bardzo, bardzo nie fair, a przynajmniej tak to teraz widział wzburzony umysł Szkota.
Krzywiąc się i krzyżując ręce na klatce piersiowej, uwolnił wreszcie Annesleyównę spod lustracji lodowatego spojrzenia, zamykając na chwilę oczy. Dźwięki sali składające się w tej chwili głównie z uczniowskich głosów stały się znacznie bardziej natarczywe, inwazyjne jak brzęczenie komara podczas prób zaśnięcia. W chwilowej ciemności wcale nie było lepiej, ciało wydawało się jeszcze bardziej spięte, zbyt ciasne.
Sponsored content

Wielka Sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 3 Empty

 

Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Sala chorych
» Sala kosmosu

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mapa Huncwotów :: 
Hogwart
 :: Parter
-