IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dawna klasa eliksirów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Huncwot
Huncwot
Liczba postów : 362
Data przyłączenia : 27/11/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyPon Gru 12, 2016 12:05 am





Dawna klasa eliksirów

W tej sali odbywały się zajęcia eliksirów, dopóki Horacy Slughorn nie postanowił wymienić klasy na znacznie większą, znajdującą się na końcu korytarza w lochach. Profesor od dawna bowiem narzekał, że potrzebuje więcej przestrzeni. Trudno się dziwić, zważywszy na to, że Slughorn ma w Hogwarcie chyba więcej fiolek z przeróżnymi, magicznymi substancjami, niżeli włosów na głowie. W tym pomieszczeniu pozostało jeszcze kilka kociołków, czy szklanych buteleczek, chociaż na próżno tu szukać jakichś przydatnych składników eliksirów. Większość naczyń została opróżniona już jakiś czas temu.

Claire Annesley
Claire Annesley
Liczba postów : 16
Data przyłączenia : 21/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyNie Lut 05, 2017 8:14 pm

z: Wielka Sala

Zawsze, gdy potrzebowała się wyciszyć, zaszywała się w zapomnianej, pokrywającej się coraz grubszymi warstwami kurzu sali do eliksirów.
Od wyjścia z Wielkiej Sali pokonała jedną partię schodów i kilka korytarzy nim, w drodze do dormitorium, w jednej chwili zmieniła plany i zboczyła do swojego azylu. Był środek nocy lub, zależnie jak na to patrzeć, horrendalnie wczesny poranek, to jednak nie miało najmniejszego znaczenia. Wszelkie wątpliwości, czy dobrze robi, przedkładając stare ławki i pordzewiałe kociołki ponad wygodne łóżko, prysły wraz z chwilą, w której uchyliła masywne drzwi i postawiła stopy na progu cichego, smętnego pomieszczenie. Bardzo powoli wypełniając płuca zatęchłym, zimnym powietrzem, pozwoliła sobie na jeden, przelotny uśmiech. Zrobiła dobrze. Najlepiej.
Jeden krok, drugi, trzeci. Powiew zimnego powietrza wpadający przez uchylone drzwi - nie widziała sensu zamykania ich za sobą, przecież i tak zaraz będzie wychodzić, przecież potrzebowała tylko chwili - smagnął ją po karku i gołych kostkach, wprawiając w mimowolne drżenie. Raz jeszcze odetchnęła głęboko. Nie było jej zimno, to po prostu nie było przyjemne.
Jeszcze mniej miłe było jednak to, co działo się teraz w jej głowie, a z czym musiałaby się zmierzyć w zaciszu własnego łóżka.
Tutaj było łatwiej. Nie dlatego, że lekką ręką można było tu wyrzucić wszelkie myśli z głowy, ani też dlatego, że klasa oferowała jakieś złote rady, z których wykopać można sobie było tę jedną, najlepszą. Nie. To miejsce po prostu pozwalało pozbierać myśli, gorzki zapach zgromadzonych tu niegdyś ziół gwarantował ostrość myślenia, a chłód gładzonych opuszkami palców kociołków dawał punkt zaczepienia, pozwalający w każdej chwili wrócić, uciąć mentalną eskapadę, gdyby ta poprowadziła zbyt daleko.
Przysiadła na jednym z pierwszych stolików, stopy opierając na dołączonej do blatu ławeczce. Opierając ręce na kolanach skryła twarz w dłoniach, gdzieś po drodze nasuwając na rudą czuprynę głęboki, uchaty kaptur piżamy. Coś się stało. Coś, co nie do końca pojmowała, a co sprawiło, że mimo uszu puściła prośbę Bena o to, by została.
Trzeci głęboki, nabrany powoli oddech nie przyniósł spodziewanego ukojenia, a spięte już od pewnego czasu mięśnie za żadne skarby nie chciały się rozluźnić.
Ben Watts
Ben Watts
Liczba postów : 22
Data przyłączenia : 03/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyPon Lut 06, 2017 7:16 pm

Nagle zwracał uwagę zbyt wielu oczu i wcale nie czuł, by mu się to podobało. Zainteresowanie nie było złe – szczególnie, kiedy Ben wiedział, że mówi mądrze, ale teraz? Teraz odnosił wrażenie, jakby co druga osoba, którą mijał wyciągała głowę, byle tylko móc na niego spojrzeć i szepnąć coś towarzyszowi. Może jednak nie powinien zgłaszać się na ochotnika? Kto by pomyślał, że wystarczyło jedno trafienie szkolnej Smoczycy i zakończona sukcesem obrona, by stanął choć na chwilę w centrum czyjegoś zainteresowania?
Nie, Watts wcale nie był zadowolony. Chwaliłby się sukcesem w gronie znajomych, bo w końcu było czym, ale... Nie. Uczucie oceniających spojrzeń pełznących po karku nie było tym, czego pragnął. A w dodatku po Claire ślad zaginął, jakby zapadła się pod ziemię. Zakładając, że udała się w kierunku puchońskiego dormitorium, Szkot szybkim krokiem podążył do lochów, wyglądając rudej czupryny. Nic. Ani śladu. Przyciągnął tylko więcej spojrzeń stojąc nieopodal beczek strzegących wejścia do pokoju wspólnego Hufflepuffu. Nabierając ze świstem powietrza, chłopak czuł narastające zniecierpliwienie i niepokój, bo jeśli nie tutaj poszła Annesley, to gdzie zniknęła? Gdyby godzina była inna, spróbowałby szukać jej w bibliotece, ale teraz? Jeśli zrobiła coś głupiego...
Ruszył z miejsca tak gwałtownie, że dwa przyglądające mu się dziewczątka pisnęły, pospiesznie uciekając ku beczkom – wywrócił tylko oczami, czując jak usta zaczynają ściągać się w wąską linię. Jeszcze niedawno był rozochocony triumfem, swego rodzaju wygraną, a teraz zaczynał miotać się po korytarzach lochów, przeszukując w pamięci miejsca, do których mogła udać się Claire. Doszedł w ten sposób tylko do jednej, w pewien sposób przytłaczającej konkluzji – dziewczyna mogła być absolutnie wszędzie, a zamek był wielki. Tłumiąc w gardle przekleństwa coraz śmielej cisnące się na język, Watts zaczepił najbliższą grupkę dziewcząt, pytając czy nie widziały uciekinierki. Nie, nawet nie były z Hufflepuffu, oczywiście. I może przy okazji też oślepły?
Drogę do starej klasy wskazał mu o dziwo jakiś chłopaczek o pyzatej buzi, który na benowy ogląd nie mógł mieć więcej jak trzynaście wiosen. Twierdził, że widział, jak wślizgiwała się tam ruda uczennica, ale zaraz uśmiechnął się nieco nerwowo, nie mogąc dać gwarancji, jakoby to właśnie jej szukano. Krukon odetchnął tylko cicho, zmuszając się, by jego ton nie zabrzmiał oschle, kiedy dziękował za wskazówkę.
Nie miał wielkich nadziei, ale o dziwo tam była, gdy zerknął do środka przez uchylone drzwi – kaptur zasłaniał głowę, ale sterczące na jego szczycie puchate uszy dosyć jednoznacznie wskazywały na tożsamość właścicielki. Mieszanka uczuć naraz zalewających pierś Bena była trudna do rozszyfrowania, bo czy bardziej przeważała w niej ulga czy rozdrażnienie, że kazała się szukać? Tak czy inaczej, Krukon wszedł do środka, cicho zamykając za sobą stare drzwi. Nie próbował iść bezszelestnie, nagie stopy wydawały na kamieniu dźwięk trudny do pomylenia z czymkolwiek innym. Oparł się biodrem o stolik, na którym przysiadła Claire, z cichym, zupełnie dziwnym w tej sytuacji zaskoczeniem rejestrując, że gdyby dziewczyna odsłoniła teraz twarz, nie musiałaby zadzierać głowy, by spojrzeć mu w oczy. Sposób w jaki siedziała, jakby pragnęła jedynie zwinąć się w małą kulkę i ukryć, dotykał jakiejś bolesnej części, szarpiąc za struny niepokoju.
Nie wiedząc jak się do końca zachować zdezorientowany takim widokiem, Watts powoli uniósł rękę, kładąc ją na plecach dziewczyny.
Claire Annesley
Claire Annesley
Liczba postów : 16
Data przyłączenia : 21/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyPon Lut 06, 2017 8:50 pm

Każdy człowiek ma swoje granice. Granice pewności siebie, ufności, cierpliwości. Każdy człowiek kiedyś się wypala, wyłącza jak za jednym pstryknięciem guzika, resetuje, traci - choćby chwilowo - całą tą wypracowaną, skomplikowaną sieć myśli, skojarzeń, przekonań, a przede wszystkim odpowiedzi. Na co dzień łatwe - lub przynajmniej dość przystępne, by nie paraliżowały, by dały się ujarzmić - pytania nagle zaczynają przerastać, a niemożność uporania się z nimi, wydobycia z zakątków myśli znanych przecież odpowiedzi zaczyna budzić panikę. Każdy tak ma, Claire jednak odnosiła wrażenie, że ostatnio zdecydowanie przekracza każdą dopuszczalną normę w tym kontekście.
To brzmiało patetycznie i - jak usłużnie podsuwała jej własna główka - żałośnie. Stawianie się w centrum świata i podkreślanie własnych problemów tak, jakby nikt nie miał większych, jakby była jedyną skrzywdzoną, to było zwyczajnie głupie. Tym bardziej, że przecież... Na miłość boską, o jakiej krzywdzie miała być mowa? Serio, co takiego się tak naprawdę zadziało? W którym momencie miało miejsce coś złego, która chwila i jakie zdarzenie miałoby usprawiedliwiać ten specyficzny, niepożądany stan umysłu? Żadna, żadne. Nie było niczego takiego. Tak naprawdę wszystko było przecież dobrze. Niemal po staremu.
Trudno było jednak nie zauważyć, że jednak jest inaczej. Nie wiadomo jak, po prostu inaczej.
Twarz skrytą w dłoniach trzymała wystarczająco długo, by oczy odzwyczaiły się od światła, gdy więc odgłos zamykanych drzwi zmusił ją do podniesienia wzroku, nawet półmrok zapomnianej klasy był bolesny. Przecierając piekące przez moment oczy wsłuchiwała się w odgłos kroków bosych stóp i choć zdążyła się przygotować na dotyk, jakikolwiek, najmniejszy choćby objaw bliskości, mimo wszystko drgnęła lekko pod ciężarem dłoni Krukona.
- Nie stój tak, przeziębisz się. - Było wiele rzeczy, które mogłaby - powinna? - teraz powiedzieć, bardzo wiele wątków, które mogłyby - powinny? - się teraz pojawić. To ten jednak pojawił się jako pierwszy, naturalnie i miękko spływając z języka. Nad tym nie musiała się zastanawiać, świadomie składać słów. Troska była czymś zwyczajnym, codziennym, czymś, czego nie trzeba było się uczyć i kontrolować. Ona była. Po prostu.
Ben Watts
Ben Watts
Liczba postów : 22
Data przyłączenia : 03/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyPon Lut 06, 2017 9:40 pm

Za każdym razem, gdy działo się coś podobnego, Ben był zaskoczony, a przecież już powinien się przyzwyczaić. W końcu postawa Claire nie pierwszy raz bez większego wysiłku uspokoiła jego rozdrażnienie, odsunęła je w cień, jakby nigdy nie miało znaczenia. Bo teraz nie miało. Coś się stało, coś w spięciu drobnych ramion, w spojrzeniu mówiącym o zmęczeniu wychodzącym poza ciało.
Skrzywił się mimowolnie, kiedy drgnęła pod wpływem dotyku, bo nie tak to zwykło wyglądać. Miało nieodparte, okropne wrażenie, że w jakiś sposób ją skrzywdził i przegapił ten moment, a teraz musiał po omacku rozeznawać się w ciemności, jaką sam przywołał. Co on takiego do cholery zrobił?!
Złość powróciła jak na pstryknięcie, sycząca i ciepła, rozkwitając we wnętrzu klatki piersiowej obok niepokoju. Nie zostawiały między sobą żadnej przestrzeni, wypełniały wszystko, nie pozostawiając trzeciej alternatywy. Watts odetchnął najciszej jak potrafił, przesuwając dłoń wzdłuż kręgosłupa dziewczyny w geście, o jakim wiedział, że nigdy nie sprawiał jej nic ponad przyjemność, przez chwilę nie robiąc nic więcej. A potem po prostu usiadł na ławie przed Puchonką, krzyżując pod sobą nogi, by stopy nie dotykały podłogi. I tak były zimne, więc nie widział w tym większego sensu, ale jeśli Annesley miałoby to trochę uspokoić, to dlaczego nie powinien zrobić tak prostej rzeczy? Opierając łokcie na kolanach, Szkot podniósł wzrok, szukając czegoś, czegokolwiek w wyrazie twarzy dziewczyny, co powiedziałoby mu, o co właściwie chodziło. Nic. Widział na niej wszystko i jednocześnie nic, drobne drgnięcia zlewające się w nieodgadnioną maskę, jakich nie potrafił zinterpretować. Niezrozumienie zawsze było dla niego ogromnym źródłem frustracji.
Podniósł rękę, obejmując nią łydkę nogi opartej o ławę obok uda, dając Claire jeszcze jeden dłuższy moment, zanim zapytał:
- Co się stało?
Claire Annesley
Claire Annesley
Liczba postów : 16
Data przyłączenia : 21/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptySro Lut 08, 2017 6:13 pm

Westchnęła cicho, gdy początkowy nieruchomy ciężar spełzł wzdłuż kręgosłupa w dobrze znanej pieszczocie. Nie było to żadne zaklęcie, a jednak zadziałało dokładnie tak, jak zwykły opisywać to ckliwe, do bólu przesłodzone romansidła - jak magiczne dotknięcie zdejmujące z barków największy nawet ciężar. W tym momencie trudno było wprawdzie mówić o cudzie, ciało zareagowało jednak dokładnie tak, jak można było się tego spodziewać - mięśnie drgnęły lekko, stopniowo, powoli rozkurczając się, a płuca wypełniły się wreszcie powietrzem w pełni, a nie tylko połowicznie.
To wystarczyło, by na posłuszeństwo Bena mogła spojrzeć naturalnym ciepłem, ale też - rozbawieniem. Wiedziała, że to nie do końca tak jasne i proste, jak wygląda. Że ugodowość Wattsa ma, zawsze miała swoje granice, i że często była po prostu kompromisem, a nie realizacją chęci samego chłopaka. Nie miała pojęcia, co siedzi w głowie jej partnera, ale jeśli ktoś chciałby się z nią założyć, stwierdziłaby, że aktualnej zmianie pozycji i zajęciu ławy towarzyszyła raczej obojętność niż faktyczne przejęcie się jej słowami. Że był to raczej wybieg mający pozbawić ją banalnego tematu, którym odwracała uwagę od innych, niż faktyczne przyznanie jej racji.
Mimo tego poczuła się lepiej, jak gdyby ta prosta rzecz była dokładnie tym, czego teraz potrzebowała. Przeniesienie się Krukona razem z kolejną, niewinną pieszczotą podziałało jak mechanizm zwalniający przynajmniej część blokad. Tym razem nie zadrżała pod dotykiem Bena, nie próbowała go też unikać. Zamiast tego, po krótkiej chwili przyglądania się tylko, sięgnęła wreszcie dłonią ku rozczochranej teraz blond czuprynie, wplatając palce między jasne kosmyki. I w ten sposób nie wytrzymała jednak zbyt długo - ulotne pieszczoty szybko zastąpiło pochylenie się i wsparcie czoła na chłopięcym ramieniu. Pozycja nie była najwygodniejsza, nienaturalnie wygięte plecy zapewne już w tej chwili podejmowały pierwsze, nieśmiałe protesty, Claire jednak udawała, że ich nie słyszy, nie czuje.
- Nie chcę, żebyś... - Nie należała do tych, które ignorują postawione jej pytania, a to zadane przez Bena szczególnie wymagało przecież odpowiedzi. Nad pewnymi rzeczami nie można było tak po prostu przeskoczyć, przejść do porządku dziennego i ta teraz - to spięcie Wattsa, gdy w Wielkiej Sali zatrzymała go wczepionymi ze wszystkich sił pazurkami, to jego późniejsze wyrwanie się przed szereg i jej własna dezercja - właśnie do takich się zaliczała. Nie wszystko można było ignorować, niezależnie od tego, jak byłoby to wygodne.
Słowa jednak przychodziły z trudem. Zdawałoby się, że akurat dzisiejszy temat jest prosty, że nie ma łatwiejszego - wiedziała, co siedzi jej w głowie i co ciąży na barkach, gotowe sformułowania miała też na końcu języka. To jednak nie było takie proste, nie w chwili, w której doskonale wiedziała, czego będzie mogła spodziewać się potem po Benie. Nie czytała w nim jak w otwartej księdze, ale były oczywistości, które pojmowała - świadomie lub podświadomie. I to, że jej słowa mu się nie spodobają, były właśnie jedną z nich. Zresztą, przecież miała dowód, prawda? Tam, w Wielkiej Sali, przecież nie była głupia i nie przeoczyła niechęci, jaką wywołała w Wattsie swoją reakcją.
- Nie chcę, żebyś ryzykował - wyrzuciła jednak wreszcie, bo odpowiedź była konieczna. Nie wyprostowała się i nie próbowała odnaleźć spojrzenia Krukona, słowa mamrotane w jego ramię były jednak stanowcze i wyraźne. - Nie chcę, żebyś się narażał, żebyś próbował... - Odetchnęła głęboko. To już chyba kwalifikowało się pod ciężką artylerię, prawda? - ...żebyś próbował być bohaterem.
Mimowolnie zacisnęła pięści. Fizyczna bliskość w tym momencie niekoniecznie odzwierciedlała to, co działo się - lub miało zadziać się za chwilę - w ich głowach.
Ben Watts
Ben Watts
Liczba postów : 22
Data przyłączenia : 03/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyPon Lut 13, 2017 8:37 pm

Nie spodziewał się, żeby ta rozmowa nabrała znamion czegoś poważniejszego, żeby poruszyła delikatną strunę czy dwie. Odnajdując Claire, gdzieś w głowie Bena krążyło przekonanie, że to wszystko ma być misją ratunkową – jakimś uspokojeniem strachu, ugłaskaniem przestraszonego zwierzątka, przytuleniem go i zapewnieniem o bezpieczeństwie oraz ochronie. Na to był przygotowany, potrafiłby bez mrugnięcia wysunąć delikatność na pierwszy plan. Tylko niestety po raz kolejny rzeczywistość postanowiła sobie zadrwić z oczekiwań, wykręcić wszystkie koty ogonami i zaskoczyć Krukona, stawiając go w sytuacji, w jakiej nie chciałby się znajdować.
Przez dłuższą chwilę nawet nie przeczuwał zasadzki, ufnie siadając naprzeciw Irlandki i odruchowo mrużąc oczy z przyjemnością, kiedy przeczesała palcami jego rozczochrane włosy. To wszystko było dobre, było znajome i w porządku jak nic innego. Niezmiennie wywoływało pod sercem ciepło, przypominało o zaufaniu, zrozumieniu... Do momentu, w którym nić porozumienia miała okazać się nadszarpnięta oraz gotowa pęknąć.
Czując ciężar rudej główki wspartej na ramieniu, Watts nieco mocniej zacisnął palce obejmujące dziewczęcą łydkę, mimowolnie marszcząc brwi, gdy uszu dobiegły pierwsze słowa Claire. To, że całość mu się nie spodoba, domyślił się od razu, nie tyle po treści co raczej tonie. Zawsze, z niespotykaną raczej u mężczyzn wrażliwością wyłapywał drobne zmiany w postawie drugiego człowieka, w większości potrafił też zinterpretować skrzywienie, zmarszczkę czy sztuczną, płaską nutę jaka zakradła się w głos. W większości, bo dziś Szkot mógł tylko poczuć narastające z powrotem napięcie, niepokój szponiastą łapą ściskający kark i elektryczne, zimne igiełki wbijające się w każdą odsłoniętą połać skóry. Czekał, wbijając wzrok gdzieś przed siebie, zapatrzony w przestrzeń, w której nic nie było.
Nie próbuj być bohaterem.
Nie sądziłby, że podobne słowa tak nim wstrząsną – bo przecież to niczyja sprawa, jak się zachowuje, gdzie przelewa energię i jakimi wartościami kieruje się w życiu. Normalnie popukałby się w czoło, albo po prostu uśmiechnął pogardliwie, ale ta konkretna sytuacja nijak nie chciała pasować do zwykłych schematów benowego działania. Annesley nie była pierwszym lepszym bezimiennym człowiekiem ze zbyt długim nochalem i językiem skłonnym do komentarzy na temat cudzego życia. Jej zdanie faktycznie miało dla chłopaka znaczenie, z jej opiniami się liczył i chciał być taki, by dobrze im się żyło razem. Tylko jak miał do tego doprowadzić, gdy wyrastał między nimi tak znaczący konflikt interesów? Przecież to oczywiste, że nie mógł przytaknąć i zgodzić się na tę prośbę. Nie leżałoby to w jego naturze, kłóciłoby się z każdą komórką, szarpałoby nerwami i najzwyczajniej w świecie bolało. Gdyby obiecał Claire stanięcie z boku i nie wtrącanie w chaos, w jakim przyszło im żyć, byłby nieszczęśliwy. Czy ona tego nie wiedziała? Dlaczego prosiła?
Poza tym, było już zdecydowanie za późno, bo napisaniem swojego nazwiska na liście członków Zakonu Feniksa złożył niemą obietnicę – że będzie wspierał coś większego od siebie, ideę której zaprzepaszczenie wiązałoby się ze śmiercią magicznego świata. To nie do końca tak, że Ben chciał wparowywać jak rycerz, walczyć ze złem, a po odrąbaniu hydrze głowy oczekiwać uznania i podziwu. Kiedyś był zbyt wygodny, by mieszać się w problematyczne sytuacje, wyślizgiwał się z nich jak żmija i znikał, umywając ręce, pozostawiając ofiary oprawcom, odwracając wzrok od niesprawiedliwości, która przecież gdzieś głęboko bolała.
To przypadek Petera i jego rodziny zmienił w nim coś raz na zawsze, wywlekając na wierzch i konkretniej kształtując potrzebę działania, przeciwstawiania się. Doskonalenia, by stać się skałą, której nie powali byle podmuch wiatru. Do odnajdywania się między uciskanymi i uciskającymi w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu, bo doskonale pamiętał zimny, paraliżujący strach, jaki go ogarnął, kiedy dawny nauczyciel kazał mu podnieść różdżkę i dał ostatnią szansę rzucić zaklęcie. Pamiętał, jak obok nie było nikogo, a przed nim stał człowiek zdolny na pstryknięcie rozedrzeć jego umysł i ciało. A Claire chciała, by znów skazywał kogoś na podobne przeżycia?
Ręce Bena zdawały poruszać się same, bo Krukon wcale nie miał wrażenia, że to jego wola nimi kieruje, gdy powoli, ale pewnie sięgnęły boków twarzy dziewczyny i objęły ją, naciskiem zmuszając Irlandkę, by nieco uniosła głowę. Nie mógł kłamać, wiedział, że żadną siłą nie da rady tego zrobić patrząc w jasne oczy Annesley, ale teraz tego potrzebował. Nie do końca przytomnie, ale jednak zarejestrował pewną trudność z wzięciem pełniejszego oddechu.
- To nie... Jak w ogóle... – czemu miał nagle taki problem z ubraniem w słowa tego, chciał powiedzieć? - Musiałabyś wyciąć część mnie, bo taki jestem. Nie umiem stać z boku, już nie.
Miał desperacką, fizycznie wręcz bolesną potrzebę, by zrozumiała, żeby w jakiś sposób dojrzała niewypowiadaną, przemykającą między słowami prawdę, zobaczyła i zrozumiała to, co i on kiedyś pojął.
Claire Annesley
Claire Annesley
Liczba postów : 16
Data przyłączenia : 21/12/2016

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów EmptyPią Lut 24, 2017 7:14 pm

Claire nie była ignorantką i nie próbowała zamykać oczu na to, co działo się dokoła. Jako jedna z ostatnich osób przeszłaby obojętnie obok czyjejś krzywdy, a gdyby nawet to zrobiła, wyrzuty sumienia prawdopodobnie nie dałyby jej spokoju do końca życia - niezależnie ile ono by trwało. Nieudzielenie pomocy, jeśli ta byłaby w jej zasięgu, w jej własnej opinii uplasowałoby ją na równi z tym, którzy krzywdził, złożyłoby się na barkach ciężarem przygniatającym do samej ziemi. Do koszmarów już posiadanych dołączyłby nowy, jeszcze trudniejszy do zniesienia, sama Irlandka zaś nigdy nie wybaczyłaby sobie postawy, która poskutkowało takim bądź innym cierpieniem drugiego człowieka. Nie, Klara nie potrafiłaby tak po prostu trzymać się z daleka.
A jednak dokładnie o to prosiła właśnie Bena.
Gdyby ktoś, ktokolwiek wyciągnął teraz ostrze w postaci pojęcia egoizmu, początkowo pewnie by się zmieszała. Bo przecież egoizm to - w dużym uproszczeniu - coś złego. Coś, czym nie powinno się chwalić, po co człowiek empatyczny, dobry - po co sięgać nie będzie. Coś, co jest powodem do wstydu, bo jak można wynosić się ponad innych? Coś piętnowanego, wytykanego palcem, spotykającego się z gorzkim uśmiechem i niechęcią. Tyle, że to teoria. W praktyce zamiast czerni i bieli istniały dziesiątki odcieni szarości, które sprawę mocno komplikowały.
Zmieszałaby się więc tylko na początku - dokładnie tak, jak stało się to teraz. Silniejszy uścisk na łydce, a potem nakłonienie - nie, właściwie przymus - do uniesienia głowy i spojrzenia prosto w krukońskie oczy przywołały na piegowate policzki rumieńce, a w głowie zajaśniały ogromnym znakiem zapytania. Bo przecież mogła się mylić. Może po prostu się zagalopowała, nie miała racji i finalnie zamiast drążyć, nalegać - powinna przeprosić? To mogło być tylko chwilowe zaćmienie, jakieś potknięcie wynikające ze stresu i wciąż podniesionych jeszcze stężeń adrenaliny. W takiej sytuacji wciąż mogłaby jeszcze cofnąć swoje słowa i wszystko naprawić.
Z tym, że wcale nie chciała, bo to, co powiedziała, było dokładną kopią tego, co aktualnie miała głowie. Nie chciała tego cofać. Nie chciała za to przepraszać.
- Nie chcę, żebyś stał z boku - powiedziała powoli, ostrożnie dobierając słowa. Znalezienie odpowiednich zwrotów by przekazać to, o co dokładnie jej chodziło, było trudne nie tylko dlatego, że takim był sam temat, ale też ze względu na fakt, że kompromisy zdawały się tu być... niemożliwe. Zupełnie nieprawdopodobne. Złoty środek? Osiągnięcie go wymagałoby ustępstw z obu stron, a Claire obawiała się w tej chwili, że ani ona, ani Ben nie będą do nich zdolni. Nie teraz. Nie dziś. Nie... W ogóle, dopóki chodzić będzie o coś tak ważnego, jak własne przekonania, ideologie. Podobne trudności, upór w tak istotnych kwestiach nie był żadnym powodem do dumy, mimo tego Annesley brakowało wiary, że będą w stanie... Że także tutaj sobie poradzą, że przyjdzie im to tak łatwo, jak od nie tak dawna zaczęło iść wszystko inne.
- Nie chcę, żebyś był ignorantem, potworem bez serca. - Kolejne kroki w labiryncie słów stawiała więc ostrożnie. Nie próbowała przy tym uciec spojrzeniem. Tak bezpośredniego kontaktu, swoistego przyszpilenia się nawzajem potrzebowała chyba nie mniej niż Watts. - Ja po prostu... Chciałabym... - Odetchnęła powoli, w międzyczasie zmuszając się do rozluźnienia zaciśniętych parę chwil temu pięści i wsparcia dłoni na brzuchu chłopaka. Musiała dać im jakieś miejsce, punkt zaczepienia, byle tylko nie manifestować tak jasno własnego napięcia.
- Ben, nie pchaj się w sam środek - wyrzuciła wreszcie, nieudolnie próbując żałosny jej zdaniem, proszący ton. - Nie wyrywaj się przed szereg, to jest... Nigdy nie wymagałabym od ciebie ślepoty, nie chcę, żebyś miał klapki na oczach, żebyś stał i patrzył, i nic więcej. Ja po prostu... Ja... Jest tyle sposobów, w jakie można pomagać. Tyle dróg. - W którymś momencie jej głos zszedł do kipiącego emocjami, ale jednak szeptu. Szeptu, w którym ostatnie ze stwierdzeń ostatecznie ugrzęzło, utkwiło nie wypowiedziane. Nie chcę cię stracić, Ben.
Sponsored content

Dawna klasa eliksirów Empty
PisanieTemat: Re: Dawna klasa eliksirów   Dawna klasa eliksirów Empty

 

Dawna klasa eliksirów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Klasa eliksirów
» Księga Eliksirów
» Warzenie eliksirów
» Składniki eliksirów
» Tworzenie zaklęć i eliksirów

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mapa Huncwotów :: 
Hogwart
 :: Lochy
-