IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cadmus Bryce - Jasnowidzenie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Cadmus Bryce
Cadmus Bryce
Liczba postów : 12
Data przyłączenia : 06/01/2017

Cadmus Bryce - Jasnowidzenie Empty
PisanieTemat: Cadmus Bryce - Jasnowidzenie   Cadmus Bryce - Jasnowidzenie EmptyPon Sty 09, 2017 8:23 pm

Ciemna jak smoła noc. Pomimo lata bardzo częste opady deszczowe gościły w Edynburgu. Na dodatek w owym przesileniu letnim noce bywały krótsze jak i mniej ograniczające widok. W tym jednak wypadku było zupełnie na opak. Wracali właśnie z ojcem ze sklepu spożywczego, a wracali właśnie na skróty. Życie w świecie mugoli nie było specjalnie trudne, acz ojciec Cadmusa nie miał prawa jazdy. Ponadto ciągle musiał wysłuchiwać swojego ojca, by nie tworzyć niczego magicznego, jako że jest to surowo zabronione. Nagle zauważył, jak ojciec zatrzymał się o wiele za nim w miejscu. Zawołał go, lecz nie mógł wydusić z siebie słowa. Dopiero wnet dostrzegł ostrze wystające z jego klatki piersiowej, czyli w dokładnym miejscu, gdzie bije serce, a krew powoli barwiła białą koszulę, jaką Terry miał na sobie. Przeraził się. Wodząc wzrokiem za upadającym niczym rzucona kukła na chodnik ojcem, szybko skierował go na tajemniczego mężczyznę. Stał nieruchomo i przyglądał się Cadmusowi, a po krótkiej chwili ruszył w jego kierunku. Wił się, wierzgał ze wszystkich sił, jakie posiadał, lecz nie mógł się ruszyć ani uciec. Mężczyzna był już bliżej niego, a uniesiona w powietrzu ręka, w której napastnik dzierżył nóż, zadała szybki atak.
Obudził się z wrzaskiem, a nad jego łóżkiem zebrali się już mama oraz jego starszy brat. Cały był zapocony, a horror, jaki doświadczył w trakcie owego snu, wstrząsnął nim. W bezpiecznych objęciach swojej rodziny rozpłakał się mimowolnie.
- Już w porządku, syneczku. Mamusia jest przy tobie.
- Tak żeś się wydarł, że pół domu obudziłeś. Myśleliśmy, że naprawdę coś ci się stało.
Odparł Tim, a w tym samym momencie przyleciał i ojciec. Na jego widok Cadmus zerwał się z łóżka i z całych sił objął go w pasie, jakby miał więcej go nie ujrzeć. Dopiero wówczas rozpłakał się na dobre.
- Tato!
Rozkojarzony ojciec niewiele miał do powiedzenia, a tylko objął malucha i położył go szybko do łóżka.
- Pójdę już do siebie.
Ziewnął Tim, a następnie udał się do swojego pokoju. Z kolei Josephine wzruszyła tylko ramionami i oglądając się jeszcze za siebie, zniknęła z ich pola widzenia. Nie wiedzieć czemu, ale Terry wyglądał na zgorzkniałego. Westchnął głęboko i usiadł obok niego.
- Spokojnie już, to tylko zły sen. Cokolwiek ci się przyśniło i mogło mieć potencjalnie z nami do czynienia, odeszło.
- Ś-śniło mi się...
- To tylko zły sen, nie przejmuj się tym.
Po raz kolejny się objęli, choć oboje najpewniej się nad tym zastanawiali. Była godzina 02:31, a Cadmus miał wtedy jedenaście lat. Do dziś dobrze pamięta tamten moment ciągnący się przez następne parę dni. Zanim pozwolił Cadmusowi spać dalej ucałował go w czoło i poczochrał po głowie dla dodania otuchy.
- Dasz radę zasnąć sam?
- Oczywiście, że tak tato.
- Mój dzielny mały zuch! A teraz dobranoc synu.
- Dobranoc.
Drzwi pozostawił za sobą lekko uchylone, dzięki czemu światło mogło się przedostać do pokoju. To była dobra metoda, gdyż bardzo bał się ciemności, a nawet mała iskierka światła go uspokajała i dodawała pewności siebie. Nie potrafił jednak przestać rozmyślać nad snem. Był taki realny, tak paraliżujący i okropnie zapadający w pamięć jak nigdy dotąd. Dlaczego?
Nie minęło parę chwil, a młody chłopiec zapadł już w głęboki sen.
Nazajutrz, jak tylko się obudzili, wszyscy domownicy zbiegli się do kuchni jak jeden mąż i zasiadając w jadalni, czekali cierpliwie na śniadanie. Nie brakowało szydzenia ze strony Anabelle — jego starszej siostry. Drwiła z owych koszmarów nocnych i była w wyraźnym humorze do dokuczania mu. Matka szybko ją skarciła, a chichoty ustały. Jajecznica. No tak...
Dzisiaj był dzień, w którym miał pójść na zakupy z ojcem, gdyż inni mieli już wyznaczone inne obowiązki. Raz na jakiś czas robili duże porządki, zakupy właśnie i tym podobne. Ów dzień był jednym z nich.
Zebrali się szybko i udali do jednego z supermarketów. Tam narobili potrzebnych zapasów na co najmniej parę dni. Choć jedzenie mugoli szybko się psuło, tak jego rodzice mieli jeden, mały, magiczny patent, który sprawiał, że jedzenie na dłużej pozostawało świeże, a co ważniejsze, jadalne. Pozostało tylko zajechać do sklepu mięsnego, bo to właśnie tam w ich opinii mieli najlepsze mięso w całej dzielnicy. A i było po drodze do domu. Zrobiło się chłodniej, a na zewnątrz było już ciemno. Powoli dookoła nich robił się mrok, a i mgła gdzieniegdzie zaczynała się plątać między budynkami. Ludzie powoli pozamykali się w ciepłych i wygodnych domach, dowodem tego były tlące się światła w oknach wielu budynków. Ci, którzy jeszcze tego nie zrobili, już zmierzali do swoich domostw. Cadmus zaczął się bać, bo sceneria zupełnie odpowiadała tej z koszmaru minionej nocy.
Terry miał pojęcie, jak bardzo ciemność wpływała na lęki swojego syna. Złapał go momentalnie za rękę i uspokoił.
- Jesteś moim małym czarodziejem, synu. Niebawem niestraszne ci będą żadne siły nieczyste. Także te czające się w rogu i każdym innym ciemnym zakamarku. Nauczysz się wszystkiego, tylko bądź cierpliwy.
Na chwilę obecną mógł liczyć głównie na swoich podopiecznych. Już za młodu był dla żartów zamykany w szafie, acz najbardziej wystraszył się momentu, w którym ze starymi znajomymi udał się do cmentarza, pośrodku którego stało mauzoleum należący do rodziny Hoove'ów, a w którym zamknięty został na dwie godziny. Wreszcie przechodzień usłyszał nawoływania o pomoc, a widząc pobliskiego księdza, zaczepił go i wydostali roztrzęsionego chłopca na zewnątrz.
Zamyślony, przechodził tak przez ulicę ze swoim ojcem, a przynajmniej tak mu się wydawało. Odwrócił się nagle za siebie, a tam dostrzegł swojego ojca, który nieruchomo się na niego patrzył. Zupełnie jakby niecierpliwie na coś czekał. Za nim z ciemności wyłonił się mężczyzna ubrany zupełnie na czarno, a ostrze skierowane było w dół, w jego ojca.
- Tato, nie!
Wrzasnął ile sił w płucach, lecz na próżno. W tym samym momencie obserwował, jak jego koszmar się ziścił, a wszelkie lęki powróciły do niego i owładnęły nim. Zupełnie wtedy, gdy obserwował we śnie całe wydarzenie. Wszystko wtedy było w nim takie realne. Zmuszony był patrzeć na to po raz drugi. Z przerażeniem w oczach obserwował, jak Terry z ponurą rezygnacją na twarzy zwiesił głowę w dół i zanim upadł nieprzytomnie na chodnik spojrzał spod oka na Cadmusa i posyłając mu uśmiech, szepnął w jego stronę coś, czego on nie mógł dosłyszeć.
I wtedy opryszek ruszył w kierunku jedenastoletniego chłopca. Sparaliżowany i tym razem chwilowo nie mógł się ruszyć. Na myśl o tym, że może za chwilę zginąć, doznał nagłego przypływu adrenaliny i można by rzec, iż strach dodał mu skrzydeł. Przerażony, odwrócił się i zaczął mknąć przed siebie szaleńczo, raz co raz przewracając po drodze obiekty jak np. kosz na śmieci. Miał ochotę wołać o pomoc, ale kosztowałoby go to wiele energii, a chciał jak najdalej uciec od sprawcy. Ten dotrzymywał mu kroku i nie ustępował go ani na moment. Nigdy wcześniej nie musiał tak walczyć o swoje życie. Nie był najbardziej wysportowanym biegaczem w okolicy, a mimo to biegł naprzód. Co rusz odwracał głowę i ciągle widział tę samą osobę, która pozbawiła życia jego ojca. Dlaczego to zrobił? Czym mu zawinili, że pragnie ich śmierci? Czyżby wiedział, kim oni są? Nie miał ani różdżki, ani nic nie mówił. Był spokojny, opanowany. Zupełnie jakby zabicie drugiej osoby było dla nim chlebem powszednim. On sam dobrze znał dalszą okolicę, a tym samym miał pewność, iż nie skręci w ślepy zaułek. Nikogo nie było na ulicy, a tylko głucha cisza oraz zimny wiatr towarzyszył mu w ucieczce przed mugolem. Skręcał, próbował go zgubić... lecz wydawałoby się na próżno. Wtedy znajdował się dosyć blisko swojego domu, ale i osoba ścigająca go była tuż, tuż. W końcu miał dłuższe nogi, a on był na tamtą chwilę tylko bezbronnym, wystraszonym dzieckiem. Do tego stopnia zląkł się mordercy, iż zapomniał na moment o strachu przed ciemnością. Tyle dobrego, że ulice były nienagannie oświetlone. Co uratowało go w tamtej chwili, a jednocześnie zagrażało jego życiu, był nadjeżdżający samochód, kiedy nieostrożnie przemierzał przejście dla pieszych. Omal nie doszło do wypadku, lecz auto w porę zahamowało. Zirytowany kierowca sklął Cadmusa i nakazał zakupić okulary, po czym odjechał. Po mordercy nie było ni to widu, ni słychu. Nie czekając, aż znowu się pojawi, pobiegł prosto do domu, tym razem odczuwając silne skutki zmęczenia. Tam poinformował o zaistniałej sytuacji, po czym się rozpłakał. Sytuacja po dwóch miesiącach się wyjaśniła, a sprawca został pojmany i skazany na dożywocie. Okazało się, iż ów Danny McCauliflower był seryjnym zabójcą i od niedawna poszukiwany był listem gończym.
Po dłuższym czasie, bo zaledwie po swoich dwunastych urodzinach wyznał wreszcie matce o swoim śnie. Ta zrozumiała, o co chodziło. Wychodziło na to, że Terry również wiedział o swojej śmierci. Wtedy powiedziała też, iż mógł odziedziczyć po nim jasnowidzenie, a ten sen okazał się wizją. Miała mu oczywiście za złe, że jej nie powiedział. Że to jej własny mąż nie przekazał jej takich informacji. Potem na siebie miała żal, jakoby nie odczytała dokładnie tych znaków i mimowolnie puściła to drugim uchem.
Nie wiedziała w pełni, jak to działa i według niej to Terry mógł mu powiedzieć więcej o owej genetyce. Pomimo tego znała dobrze swojego męża oraz jego zdolność przewidywania rzeczy, które niebawem mogłyby mieć miejsce. Wszelkich wizji mimowolnie go nawiedzających, a nawet własnowolnemu skupieniu się i patrzeniu swoim „trzecim okiem” w przyszłość. Na tyle jak bardzo potrafiła mu pomóc, tak uczyniła. Jeszcze zanim został pierwszoroczniakiem, Josephine poświęciła chwilę na poznanie swojej mocy, którą miałby potencjalnie rozwinąć lub też i nie. Rodzeństwo także miało w tym swój udział, a nawet po części wykazując zazdrość, że nie na nich przypadło owo dziedzictwo, tak współczuli mu bycia w tamtym momencie. Wprawdzie wszyscy przeżyli szok po utracie głowy rodziny, lecz to Cadmus musiał przejść piekło, ażeby być tam z nimi w tej chwili. Przyjmując to do wiadomości, pomogli swojemu bratu, a nigdy nie byli ze sobą tak blisko oraz zżyci. Na swój sposób można byłoby to określić jako szczęście w nieszczęściu.
Dalej był Hogwart, który odwiedził po raz pierwszy w swoim życiu po otrzymaniu listu, do którego pojechał wraz ze swoim rodzeństwem. Nastroje nie panowały między nimi wesołe, a to, co wydarzyło się tego dnia, na bardzo długo odcisnęło na nich wszystkich piętno. Reszta historii pozostaje do odkrycia...
 

Cadmus Bryce - Jasnowidzenie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Cadmus Bryce
» Cadmus Bryce
» Cadmus Bryce
» Cadmus Bryce
» Cadmus Bryce

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mapa Huncwotów :: 
Systemowe
 :: System rozwoju postaci :: Genetyka i umiejętności specjalne
-