IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ida Annesley

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Ida Annesley
Ida Annesley
Liczba postów : 2
Data przyłączenia : 26/12/2016

Ida Annesley Empty
PisanieTemat: Ida Annesley   Ida Annesley EmptyPon Gru 26, 2016 10:41 pm





Ida Annesley

Podstawowe informacje
Krew:
czysta

Były dom:
Ravenclaw

Zawód:
właścicielka Rudej Annie

Pupil
puszczyk zwyczajny, Mortimer

Skąd?:
Turloughmore k. Galway, Irlandia

Data urodzenia:
26 XII 1936 r.

Różdżka:
13 cali, dąb angielski, pióro lelka wróżebnika

Bogin:
ciała zmarłych członków rodziny

Ain Eingarp:
żyjąca Catherine, Ferguson oraz Aedan trzymający kilkuletniego Carricka na kolanach

Wizerunek:
Magdalena Walach



Aparycja

Do niedawna była stereotypowym uosobieniem ciepła - pulchnym, pyzatym, uśmiechniętym od ucha do ucha piegusem. Aktualnie pozostały z tego tylko dwie ostatnie cechy - po uroczo okrąglutkiej posturze nie ma już śladu. Niewysoka, bo mierząca zaledwie 163 centymetry Irlandka zeszczuplała i choć do filigranowości jej jeszcze daleko, nie przypomina już wróżki wyjętej prosto z baśniowych kart, a raczej energiczną bizneswoman. A że nią nie jest? Że energię, owszem, ma, że w zielonych oczach błyskają łobuzerskie ogniki, że rysy są odrobinę drapieżne - to wszystko się zgadza, trudno jednak doszukać się w Idzie wielkomiejskiego wyrachowania. Krok jest zbyt miękki, uśmiech zbyt szczery, otwartość w gestach zbyt naturalna, by panią Annesley móc uznać za stereotypową przedstawicielkę miejskich salonów. Ida jest dzieckiem pól i łąk, czego naprawdę nie da się nie zauważyć.



Charakter

Rzadko spotyka się ludzi tak wrażliwych i pełnych ciepła, jakimi są członkowie familii Annesley'ów. Każde z nich, co do jednego, zdaje się być zbiorem wszystkiego, co może być w człowieku najlepsze. Pokłady empatii, choć mają swe ograniczenia, sprawiają wrażenie nieskończonych, a w promiennym uśmiechu nie sposób dopatrzeć się fałszu. Każda oferowana pomoc jest bezinteresowna, każda rada wypływa prosto z serca, rodzi się na faktycznie dobrych intencjach. Nieodłącznymi cechami są ambicja, upór, ufność, wrażliwość, skłonność do zauroczeń i drobnych, jednak pełnych irlandzkiego zaangażowania miłostek. W genach zakodowana jest też chęć nauki i głód wiedzy, często tak skrajny, że popychający do niepotrzebnego ryzyka. Annesley'owie chcą doświadczać, rozwijać się, stale szukają nowych inspiracji, nie zapominając jednak o drugim człowieku. Po trupach do celu? To nie jest możliwe, zbyt wiele wrażliwości kryje się w pracujących szybko sercach.
Wszystko to dostrzega się także w Idzie. Figlarny, łobuzerski błysk w oku jest świadectwem zaciętości i żądzy mniejszych lub większych przygód, łagodny uśmiech przemawia za prostą, szczerą dobrocią i uczciwością. Uśmiech bywa czasem dwuznaczny, słowa potrafią być ostrzejsze, niż ktokolwiek by zakładał, do czynienia wciąż jednak ma się z tym samym słodkim, gotowym do wielu poświęceń człowiekiem, którego po prostu nie sposób nie kochać.



Historia

Była ich trójka - Ida, najstarsza, dwa lata młodsza Sinead i najmłodszy Aedan, wszyscy niemiłosiernie rudzi i tyleż samo piegowaci. Jako pociechy państwa Keath - Catherine, lokalnej zielarki i uzdrowicielki oraz Fergusona, nieformalnego przywódcy lokalnej społeczności czarodziejów, stanowili kontynuację jednej z najdłużej urzędujących w Galway rodzin. To, że byli jej dziedzictwem było niepodważalnym faktem - każde z osobna i wszyscy razem z daleka krzyczeli, skąd się wywodzą. Czy to aparycją, czy też sposobem bycia - w każdym calu przynależeli do rosłego, wielokrotnie rozgałęziającego się drzewa Hanniganów, z jakich wywodziła się Catherine. To właśnie ta gałąź była dominującą i to ona była tą istotniejszą, bardziej znaczącą. Nazwisko Keath, choć przez Kitty - jak zwykło się mówić na seniorkę aż do jej śmierci - przyjęte, nie mogło w żaden sposób ukryć tego, czyje geny tak naprawdę odgrywają największą rolę.
Nikogo jednak nie dziwiło, jak bardzo pociechy podobne są do Hanninganów, a jak mało z nich Keathów. Tak przecież było zawsze, w każdym pokoleniu. Choć do zdominowanej przez kobiety rodziny kolejno dołączali się kolejni mężczyźni, żaden z nich nie mógł - i chyba nawet tego nie oczekiwał - zmienić czystej, specyficznej linii dziedziczenia, jaka wiązała się z wiekowym rodem. Pojedyncze cechy przekazywane potomkom, każda domieszka obcości zdawała się w pewnym momencie niknąć, jakby była czymś niepożądanym, zupełnie zbędnym.
Nie inaczej było z Idą. W pierwszych latach życia bardzo podobna do ojca, dorastając podobieństwo to stopniowo traciła, coraz bardziej zbliżając się do matki. Piegi, które wykwitły pewnego lata na jej pyzatych policzkach, ogień, który wkradł się na płowe przedtem kosmyki, błysk, który pewnego dnia rozjaśnił jej zielone tęczówki - nic z tego nie należało do oschłego, emocjonalnie bardzo odległego Fergusona. Podobnie było też z charakterem - choć zwykło się mówić, że ostrość języka w przypadku Idy musi być dziedzictwem Keathów, nie było to do końca prawdą. Sposób mówienia czy dobór słów - nawet w tym najstarsza z trójki zdawała się być skórą zdartą z matki.
W kolejnych latach podobieństwo to zresztą tylko się nasilało. Mówiąc o ambicji, o licznych pucharach z nazwiskiem Idy, jakie miały zdobić potem Izbę Pamięci, o miłości do zielarstwa czy ogromnych pokładach wrażliwości naprawdę trudno było nie zestawiać dziewczynki z Catherine. Choć bardziej żywiołowa od matki, bardziej drażliwa i mniej przewidywalna, była jak gdyby jej częścią, oderwanym, pozornie niezależnym elementem, który w rzeczywistości był tylko fragmentem większej całości. Żadne z rodzeństwa nie było później tak podobne do matki, jak Ida - i żadne też w takim stopniu nie odziedziczyło faktycznego dziedzictwa rodziny.
Wróżbiarstwo było czymś, czego Hanninganowie nie mogli, ale też nie chcieli się wyrzec. Ida nie potrafi teraz wskazać, od kogo się to zaczęło, która z przodkiń była tą pierwszą, dar jednak kiedyś się narodził, kiedyś został odkryty - i finalnie w dużym stopniu zdefiniował to, kim byli kolejni potomkowie. Specyficzna intuicja, wrodzony zmysł i zdolność do zaglądania tam, gdzie zwykły wzrok sięgać nie potrafi był czymś, co u Hanninganów objawiało się niezwykle często. Czy to w postaci doskonałego rozeznania w metodach wróżenia, czy też z formie pełnoprawnego jasnowidzenia - każde kolejne pokolenie miało kogoś, kto z przyszłością związany był silniej niż inni. Taką osobą była Catherine, taką była też jej babka i prababka. Taką została też Ida.
Mówiło się, że już od dziecka widziała więcej, a jej sny wykraczały poza zwykłe nocne złudzenia. Mówiło się, że nie potrafiła śnić zwykłych koszmarów, że każdy jej krzyk, każde wybudzenie, każdy lęk coś znaczył, był odpowiedzią na jakieś, niekoniecznie zadane, pytanie. Odkąd w wieku trzynastu lat obudziła się w taki sposób po raz pierwszy, nigdy nie przespała już nocy prawdziwie spokojnie.
Jasnowidzenie miało być darem, ale Ida potrzebowała wielu lat, by faktycznie tak na nie spojrzeć. Najpierw, przede wszystkim, po prostu się go bała. Przerażało ją to, co mogła zobaczyć, to, że na jej barkach spocznie ciężar konieczności zareagowania, niesienia pomocy nawet wtedy, kiedy brakować jej będzie pewności co do ujrzanego obrazu. Myśl o zasypianiu samej pozbawiała ją tchu, podobnie jak wizja spędzania godzin przy zgaszonym świetle. Z obawy przed wizjami bała się zamykać oczu nawet wtedy, gdy była skrajnie wyczerpana. Prędko stała się cieniem samej siebie, bardzo szybko z rumianej, pyzatej nastolatki przeistoczyła się w stworzenie wychudzone, zaszczute, wycofane. Teraz, z perspektywy czasu, wie, że nie poradziłaby sobie wtedy. Przegrałaby z lękami, gdyby nie kotwica w postaci rodziny.
Ani przez moment nie została sama. Gdy pierwszej nocy przybiegła do mamy z płaczem, nigdy potem nie musiała w samotności oczekiwać koszmarów. Kolejne noce przez długi czas spędzała przy zapalonym świetle, tuląc się do boku młodszej siostry lub brata. Nie pozostawiono jej też bez odpowiedzi. Catherine stopniowo, krok po kroku oswajała jej dar, wskazując, czym tak naprawdę jest. Uczyła ją życia, nowego życia, tego jej oblicza, którego ani Sinead, ani Aedan nie musieli poznawać. Im wystarczyła świadomość tego, z czym musi zmagać się ich siostra - sama Ida musiała wejść głębiej, w sam środek labiryntu wielu pytań i nielicznych odpowiedzi.
To od matki uczyła się też interpretować widziane, niejasne obrazy, układać spójne sceny z rozsypanych, często wieloznacznych elementów. To Catherine uwrażliwiła ją, wskazując na ten szósty, specyficzny zmysł, to ona pokazała, jak i jakie zadawać pytania, by pozbawiające tchu obrazy, szaleńcze kołatanie serca i narastającą panikę zamienić na coś konkretnego, coś, co da się okiełznać - i wykorzystać. Bo przecież o to chodziło. O to, że to był dar, nie przekleństwo. Narzędzie, dzięki któremu można było zrobić wiele dobrego. Tego przekonania nie można było jednak włożyć do głowy na siłę. Ida musiała wyrobić je sobie sama - a na to potrzeba było czasu, dokładnie sześciu lat zmuszania się, by nie próbować nawet w żaden sposób zamknąć się na wizje.
Mieszkali już wtedy w Turloughmore, w starym, odremontowanym domu na obrzeżach Galway. Ferguson kupił go, gdy poprzedni właściciel nie był już w stanie utrzymać urokliwej, stopniowo niszczejącej jednak chaty - kupił i zamienił na to, czym dworek jest do dzisiaj, tętniący życiem, pełen ciepła pub, Rudą Annie, jednocześnie urządzając tam dom, którego nikt potem nie chciał zamienić na żaden inny. Było ciasno, czasem aż nazbyt. Było głośno, święty spokój rychło stał się towarem deficytowym. Ale było... Inaczej. Lepiej, niż w Galway. Cieplej i bezpieczniej, choć samego bezpieczeństwa, jakie oferował nowy dom, nikt tak naprawdę nie potrafił zdefiniować. W dniu przeprowadzki Ida miała dwadzieścia jeden lat, pierścionek zaręczynowy na palcu, przenosiny na obrzeża traktowała zaś jak ucieczkę. Nie wiedziała jeszcze od czego, ale nie potrafiła tego nazwać inaczej.
Wtedy wydawało jej się, że sny - te sny - trafiają jej się rzadziej. Że, pomimo rozłąki z narzeczonym, który nie zdecydował się opuścić Galway i Londynu, między które dzielił swe życie - że mimo tego jest lepiej. Spokojniej. Po prostu dobrze. Ida odżyła, zapach świeżo skoszonej trawy stał się jej lekiem na całe zło. I choć Catherine powtarzała, by była ostrożna z tą euforią - doskonale rozumiejąc, że szczęście córki bierze się z nadziei na pozbycie się widzenia - choć w spojrzeniu Fergusona pojawiła się nietypowa dla niego troska, i choć w postawie rodzeństwa zaczęło dostrzegać się żal, Ida nie poświęcała temu uwagi. Było dobrze. Tak, jak mogłoby być, gdyby nie wywodziła się z Hanninganów.
Sny jednak, zgodnie z przewidywaniami matki, wróciły. Ostrzejsze, bardziej wyraźne - później Ida doszła do wniosku, że wcale takimi nie były, to po prostu ona potrafiła patrzeć na nie inaczej - tak samo przerażające. Znów popłynęły łzy. Znów drżała skulona u boku matki, szukając pociechy w cieple dłoni gładzącej jej rude włosy. Nie zawsze to jednak działało. Wtedy, gdy ujrzała śmierć Aedana i potem, gdy wypierając obraz nie potrafiła tragedii zapobiec - wtedy nic tak naprawdę nie mogło jej pomóc. Widok brata stratowanego przez swe ukochane, spanikowane konie wraca do niej do dziś.
Zaczęła się uczyć, przypominać sobie wszystko to, co matka już jej mówiła, a co sama zepchnęła na margines sądząc, że tu, w Rudej Annie, nie będzie już potrzebować tych zasad. Ćwiczyła kontrolę nad własnymi snami, by nie pozwalać lękowi wybudzać jej za wcześnie i ślęczała nad stertami odręcznie zapisanych kartek, poznając sposoby interpretacji wizji wypracowane przez pokolenia kobiet Hanninganów. Nie dosypiała, tym razem jednak tracąc godziny na pochłanianie kolejnych książek. Kuląc się przy kominku u stóp Catherine, chłonęła kolejne opowieści jak gąbka, z każdej wyciągając własne wnioski. To nie tak, że przestała się bać. Po prostu uznała, że lęk można - trzeba - oswoić.
W kolejnym roku zmarł jej ojciec - mówiło się, że od śmierci Aedana nie był już tym samym człowiekiem, że jego odejście w ślad za synem było właściwie kwestią czasu. Na skromny pogrzeb przyszły tłumy, nieduży grób na obrzeżach lokalnego cmentarza utonął w oceanie wonnego kwiecia. Tego samego roku przyjechał Desmond Annesley, ostatecznie decydując się porzucić dobrze zapowiadającą się karierę aurora na rzecz życia u boku swej piegowatej wybranki. Ludzie zebrani na pochówku Fergusona spotkali się ponownie na hucznym ślubie i choć mówiło się, że organizowanie wesela tak prędko po śmierci ojca jest niestosowne, nikt z obecnych na zabawie tak naprawdę wcale tak nie uważał. Wszyscy wiedzieli, że małomówny, zdystansowany pan Keath dokładnie tego by sobie życzył, niczego innego. Rok zakończył się narodzinami Riley'a oraz ostatecznym, oficjalnym przejęciem Rudej Annie przez nowożeńców.
Kolejne lata to kolejne narodziny oraz nowe, coraz silniejsze więzi rosnące między małoletnimi członkami rodziny a rodzicami i babcią. Brian, Claire, Sean i Maire były kolejnymi promykami rozjaśniającymi biedną, ale pełną ciepła rzeczywistość Annesley'ów, zaś zmarły tydzień po narodzinach Carrick był kolejną próbą wytrzymałości Idy. Próbą, którą tym razem zdała - wszyscy zdali - śpiewająco. Decyzja o zabraniu noworodka ze szpitala do dziś potrafi budzić kontrowersje, ale Ida - wtedy jak i teraz szeroko uśmiechnięta gospodyni pubu, promienna pani domu i spełniona matka - nie ma wątpliwości, że podjęła decyzję najlepszą z możliwych. Sny nigdy nie są jednoznaczne i ukazany w nich wariant rzeczywistości nigdy nie jest tym jedynym, ale wtedy, widząc drobne, nie potrafiące złapać oddechu ciałko, pani Annesley niczego nie była tak pewna, jak nieuchronności ujrzanego obrazu. Nie mogli zachować wątłego życia, ale mogli sprawić, by te kilka danych Carrickowi dni było tak pięknymi, jak tylko się da. I to właśnie zrobili. Gdyby zmarły chłopczyk mógł w jakikolwiek sposób przemówić, prawdopodobnie nie miałby do nich żalu - tak przynajmniej wierzy Ida, kurczowo trzymając się swego zdania.
Ostatnią śmiercią w rodzinie była śmierć Catherine - w tym wszystkim najbardziej naturalna i spokojna. Seniorka po prostu kiedyś się nie obudziła, tym samym opuszczając ziemski padół z delikatnym uśmiechem błąkającym się na pomarszczonej twarzy. Wcześniej spełniła każdą rolę, jakiej kiedykolwiek się podjęła. Była cudowną babcią i mentorką, kochaną przyjaciółką i lwicą walczącą o swych bliskich. Nie mogło być jednak inaczej, była w końcu z Hanninganów.
Teraz? Życie toczy się dalej, zaskakująco spokojnie i zwyczajnie. Ida nie walczy już z jasnowidzeniem i choć nie pozbyła się lęków, potrafi z nimi żyć. Jej dar - czy raczej niespotykana umiejętność interpretacji wróżb i wizji - prędko stały się znane nie tylko w najbliższej okolicy, ale także na całych Wyspach Brytyjskich. Teraz na progu Rudej Annie stają nie tylko turyści czy wracający z pracy sąsiedzi, ale też ci, którzy szukają odpowiedzi. Ida nie zawsze ich udziela, ale nigdy nie zostawia potrzebujących z pustymi rękami. Ostatecznie jest córką Hanninganów, a te nigdy nie zamykają swych serc.
 


Ciekawostki

♦ Uwielbia tańczyć - czy to boso na przydomowej łące, czy nieco mniej przyzwoicie na zestawionych stołach w Rudej Annie.

♦ Świetnie jeździ konno, ona też sprawuje bezpośrednią pieczę nad niedużym, rodzinnym stadem wierzchowców. Jej ulubieńcem jest rodzynek w grupie, krępy, futrzasty kuc Ikke.

♦ Dba o zachowanie celtyckich tradycji. W rodzinie nie celebruje ich wprawdzie fanatycznie, mimo tego niektóre elementy kulturowego dziedzictwa wciąż mają stałe miejsce w codzienności Annesley'ów. Dotyczy to między innymi obchodów co niektórych świąt czy chociażby obrządków związanych z zaręczynami, ślubem.

♦ Jest skarbnicą wiedzy jeśli chodzi o domowe, często zapomniane sposoby radzenia sobie z problemami - czy to zdrowotnymi, czy to związanymi z wahaniami nastrojów, niekorzystną aurą. Mało kiedy dzieli się nimi wprost, jeśli jednak podtyka jakieś zioła do wypicia, warto wziąć je bez pytania - metody Idy mają niemal stuprocentową skuteczność.

♦ Rocznice śmierci Aedana, Fergusona i Catherine są jej własną świętością. W te szczególne dni najlepiej pozostawić ją samą sobie i nie wnikać, gdzie była, gdy znikła na kilka godzin bez słowa.

♦ Ma uczulenie na czekoladę i orzechy, choć więc przy tworzeniu własnych wypieków na składnikach tych nie oszczędza, sama nigdy swych dzieł nie próbuje.

Koniec psot.

Huncwot
Huncwot
Liczba postów : 362
Data przyłączenia : 27/11/2016

Ida Annesley Empty
PisanieTemat: Re: Ida Annesley   Ida Annesley EmptySro Gru 28, 2016 12:35 pm

Jak mogę dać tak fantastycznej teściowej coś innego niż akcept?

Na start - 50 galeonów

Do rozdania w KR - 75 PR i 1000 PN
 

Ida Annesley

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Claire Annesley
» Claire Annesley
» Claire Annesley

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mapa Huncwotów :: 
Strefa postaci
 :: Karty postaci :: Dorośli
-