IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gabinet Dyrektora Hogwartu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Huncwot
Huncwot
Liczba postów : 362
Data przyłączenia : 27/11/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptyCzw Gru 15, 2016 12:19 pm





Gabinet Dyrektora Hogwartu

Jedno z najlepiej strzeżonych pomieszczeń na terenie Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jego wejścia pilnuje posąg Garculca, który wpuszcza tylko osoby znające hasło.
Ponieważ gabinet znajduje się w wieży, ma on kształt owalny. Na jego ścianach wiszą portrety wcześniejszych dyrektorów szkoły, a tuż za biurkiem znajdoje się regał, na którym spoczywa Tiara Przydziału. W pomieszczeniu można ujrzeć również: kominek, myślodsiewnię, wiele srebrnych instrumentów, których przeznaczenie nie jest do końca znane, regały z książkami, krzesła dla gości, a obok wejścia złoty drążek, na którym zazwyczaj siedzi feniks Fawkes należący do Dumbledore'a.

Franz Krueger
Franz Krueger
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 27/11/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:11 pm

Tej nocy Franz nie mógł nawet zmrużyć oka, jako że jego myśli skupiały się wokół wyjątkowej karteczki ukrytej w starej bibliotece. Chłopak nieźle się namęczył, żeby zdobyć ten skrawek papieru. Właśnie z tego względu wierzył, że ta notka jest wiarygodna, bo czy ktokolwiek siliłby się na tak skrzętne jej schowanie, gdyby miał być to jedynie głupi psikus? Krueger nigdy jednak nie słyszał wcześniej o rzekomych horkruksach, a ponadto informacje na stronie wyrwanej z księgi nie były w pełni czytelne. Niektóre fragmenty były zalane, inne przekreślone tak, że nie dało się ich żadnych sposobem odczytać. Ślizgon próbował już podkładać kartkę chociażby pod mocne światło lampy, ale jego starania spoczęły na niczym. Dowiedział się właściwie jedynie, czym jest sam horkruks i jak go zniszczyć, ale brakowało informacji o jego utworzeniu. Co prawda ten cały "akt skruchy", który miał służyć połączeniu rozdzielonych części duszy sugerował Niemcowi, że może chodzić o dokonanie czynu z natury tych najbardziej karygodnych, a więc morderstwa, ale czy mogło być to takie proste? I czy poza spełnieniem tego wymogu, należało wypowiedzieć jakieś zaklęcie, obierając za swój horkruks jakiś przedmiot? To wszystko było dla niego nadal niejasne, a nic dziwnego, że jednak spędzało mu sen z powiek. W końcu on sam zabił i wedle tych wyrywkowych wiadomości o horkruksach, mógłby stworzyć co najmniej dwa takie cuda. To zaś mogłoby stać się jego ogromnym atutem w walce z Voldemortem i jego pobratymcami. Chociaż, jeżeli to wszystko, co zawierała ta czarnomagiczna sięga było prawdą, Krueger nie byłby zaskoczony, gdyby Czarny Pan już dawno zadbał o tego rodzaje zabezpieczenie.
Siedemnastolatek wreszcie usnął, przed snem zastanawiając się nad tym, jakie negatywne konsekwencje może pociągać za sobą rozdzielnie duszy. Jakieś przecież musiało, czyż nie? W końcu gdzieś musiał tkwić jakiś haczyk. W każdym razie... Franz podjął decyzję - kiedy tylko zwlókł się z łóżka, postanowił pójść do samego Albusa Dumbledore'a, który wydawał mu się jedyną w tym momencie kompetentną do udzielenia mu odpowiedzi osobą. Ktoś taki jak Dyrektor Hogwartu musiał przecież wiedzieć nawet o największych tajnikach magii. Inna sprawa, że niekoniecznie mógł chcieć się tą wiedzą podzielić, ale Krueger stwierdził, że tym będzie się już martwił później. Postara się nadać rozmowie taki tor, by przekonać Dumbledore'a do tego, że nie przyświecają mu wcale złe zamiary.
Nie snując więc żadnych dalekosiężnych planów, chłopak wziął prysznic i założył na siebie czyste spodnie i nieskazitelnie białą koszulę, po czym ruszył do gabinetu najwyższej władzy tej placówki. Miał szczęście, bo nikt nie miał akurat żadnej sprawy do miłośnika cytrynowych dropsów. Nie musiał więc długo czekać, aż Albus pozwoli mu wejść do swojego gabinetu. Franz z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu, którego bogaty asortyment naprawdę przykuwał uwagę. Ksiąg znajdujących się w tym gabinecie nie dało się zliczyć, a ponadto towarzyszyły im przeróżne magiczne przedmioty. Zastosowania niektórych z nich nie potrafił odgadnąć nawet młody, niemiecki czarodziej, mimo że wydawało mu się do tej pory, że jest dość biegły w tego typu kwestiach. Chłopak musiał jednak odrzucić na bok to małe zwiedzanie, bo wreszcie przyszło mu stanąć przed obliczem szarobrodego, starszego człowieka.
- Dzień dobry, panie profesorze. - Przywitał się kulturalnie, spoglądając ukradkiem na swoje lewe ramię. Nie bez powodu, bo przecież właśnie ono kryło pod zaklęciem maskującym mroczny znak, dowód tego, że "służył" temu, którego imienia nie wolno wymawiać. Krueger jednak miał dziwne przeczucie, że Dumbledore nie potrzebuje nawet czarów, że i tak zna prawdę i wie, że jeden z jego podopiecznych wpakował się w coś, co w ogóle nie powinno go dotyczyć. Albo inaczej: powinno, bo przecież należał do czystokrwistego rodu, pełnego szemranych typów. Franz winien jednak już wcześniej znaleźć poparcie wśród innych i odciąć się od swojej rodziny.
- Przyszedłem do pana w dość nietypowej sprawie... Otóż, ostatnio przeczytałem w pewnej księdze coś niezwykle ciekawego, ale chyba nie do końca wszystko zrozumiałem. - Rozpoczął swój wywód, przechodząc parę metrów dalej, niemalże przesuwając palcami po grzebiecie jednej z książek. W porę cofnął jednak swoją rękę, zdając sobie sprawę z tego, że powinien zachować choćby minimum ostrożności. Przecież dość prawdopodobne było to, że bogaty księgozbiór Dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa chroniony był za pomocą jakiejś magicznej bariery.
- Rozumiem, czym jest horkruks i jak go zniszczyć, ale dość niejasne jest dla mnie to, jak można taki horkruks stworzyć. Czy mógłby mi pan profesor pomóc rozwiać moje wątpliwości? - Zapytał już dokładnie o to, co chciał usłyszeć. Odwrócił się też w stronę Albusa Dumbledore'a, śmiało patrząc mu w oczy. Nie obawiał się jego reakcji, mimo że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pytał o coś, o czym w ogóle nie powinien się nigdy dowiedzieć. Właściwie, w pewnym stopniu ciekawy był zachowania poczciwego Pana Dyrektora.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore
Liczba postów : 4
Data przyłączenia : 24/12/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:17 pm

Jak zwykle o tej porze dyrektor zagłębiał się w lekturze mugolskiego pisma o szydełkowaniu i robótkach na drutach, z pasją czytając o możliwości zrobienia czapki z pomponem. Zawsze lubił pompony. Wsunął do ust cytrynowego dropsa, kiedy rozległo się pukanie. Podniósł głowę i odłożył gazetę do szuflady. Łagodne "proszę" pozwoliło Ślizgonowi na wejście do gabinetu. Albus odczekał, aż chłopak usiądzie, nim splótł swe dłonie w tak znaną wszystkim piramidkę.
-Co Cię do mnie sprowadza? -zapytał Kruegera, mając już w swojej świadomości parę wersji scenariusza. Nie był obłąkanym starcem, który nic nie widzi i nie wyciąga wniosków. Jego siła właśnie tkwiła w dedukcji. Wolał jednak posłuchać, co ma Franz do powiedzenia. Wraz z kolejnymi minutami Dumbledore wsłuchiwał się z coraz większym skupieniem w słowa Ślizgona. Nie zapytał, która z ksiąg dała mu wiedzę o samej nazwie czarnoksięskich artefaktów ani o osobę, która mogła by mu udzielić takich informacji. Dziwnym trafem tok rozmowy i jej kolejność wydawała się dyrektorowi znajoma. Chwilę jeszcze dumał nad swoją wypowiedzią, nim położył dłonie na blacie biurka.
-Franz, pytasz mnie o sprawy tak bardzo delikatne i zarazem czarne, że ciężko będzie mi odpowiedzieć na to pytanie, nie łamiąc przy tym paru przepisów szkolnych i ministerialnych odnośnie przekazywania wiedzy uczniom. To, że jesteś pełnoletni niewiele mi pomaga. -zauważył, patrząc na Ślizgona znad swoich okularów połówek.
-Prawda o tym może bezpowrotnie zabić jakąś część Ciebie i już nigdy pewne sprawy nie będą dla Ciebie takie same. -zauważył dyrektora. Z jego niebieskich oczu płynął jakiś dziwny blask, jakby chciał prześwietlić prawdziwe zamiary Kruegera.
-Czy nadal obstajesz przy swoim? -zapytał.
Franz Krueger
Franz Krueger
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 27/11/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:17 pm

Chociaż Franz poważnie zastanawiał się nad tym, czy te celowe odwiedziny w gabinecie Dumbledore'a nie są absurdalnym pomysłem, cieszył się, że jednak odrzucił swoje wątpliwości na bok. W końcu udało mu się bez problemu nakierować rozmowę na odpowiedni tor, a kiedy zadawał pytanie, na które odpowiedzi najbardziej pragnął, głos nawet mu nie zadrżał, mimo że chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaczyna igrać z ogniem piekielnym. Niemiec nie był jednak głupi i spodziewał się, że Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w imię bezpieczeństwa nie zechce zdradzić mu szczegółów, dlatego też pierwsze słowa siwobrodego starca wcale go nie zdziwiły. Krueger już był przekonany o tym, że będzie musiał powiedzieć znacznie więcej, przyznać się do niektórych czynów, które pozostawiły na jego duszy piętno, kiedy Dumbledore nagle zmienił front. I tym razem należało przyznać punkt właśnie jemu, bo naprawdę przyprawił swojego ślizgońskiego podopiecznego o stan, który można by określić mianem osłupienia.
Czyżby realizacja jego planu okazała się taka prosta? Chłopak milczał dłuższą chwilę, analizując zachowanie swojego rozmówcy. Może tkwił w nim jakiś haczyk? A może po prostu Albus miał świadomość tego, że ta chwila kiedyś nastąpi? Tylko czy potrafił, nie pytając o nic, ocenić zamiary młodego, niemieckiego czarodzieja? Czy zdołał dojrzeć to, że jego dusza nie została jeszcze w pełni opanowana przez mrok? A jeśli tak, to czy wierzył, że w tym przypadku brak odpowiedzi stanowiłby jeszcze większe zagrożenie dla Kruegera, niżeli próba jej udzielenia i wyjaśnienia chłopakowi wszelkich negatywnych konsekwencji, które mogłyby się wiązać z jego potencjalnymi planami? Jedno było pewne - jeżeli Dumbledore'owi zależało na tym, by w tym zdolnym, choć niedoświadczonym jeszcze umyśle zasiać choćby widmo wątpliwości, to trzeba było przyznać, że gospodarz gabinetu osiągnął spektakularny sukces.
- Czy gdybym nie chciał usłyszeć prawdy, przychodziłbym w ogóle do pana profesora? - Zadał pytanie retoryczne, bo każdy, kto chociaż trochę go znał, musiał wiedzieć o tym, że Franz nie pałał wcale tak wielką sympatią, jak zdecydowana większość uczniów Hogwartu, do dyrektora tejże placówki. Krueger nie lekceważył jego zdolności - przecież z pewnością nie na darmo mówiło się, że Dumbledore to jedyny czarodziej, który zdołałby zwyciężyć Voldemorta. Nie bez powodu także tak wielu ludzi wierzyło, że właśnie on jest w stanie zapobiec tej wojnie. Ślizgona denerwowało po prostu podejście Dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa do uczniów, w szczególności w obliczu takiego zagrożenia. Zawsze miał go za poczciwego, dobrotliwego starca, któremu brakuje stanowczości. Jego zdaniem Albus był ponadto zbyt zachowawczy, zwłaszcza kiedy chodziło o ten jakże ubogi program nauczania w Hogwarcie.
- Możemy milczeć, ale ta wojna sprawi, że nikt z nas nie będzie już patrzył na pewne sprawy w ten sam sposób. - Pozwolił sobie wtrącić swój komentarz, za pomocą którego niejako wyrzucił wszystko to, co mógł mieć Dumbledore'owi za złe. Nie oszukujmy się, zdecydowana większość uczniów tej szkoły nie była przygotowana do walki, a ci, którzy szkolili się na własną rękę najczęściej należeli jednak do tej grupy szemranych typów, z miłą chęcią popierających zamiary Czarnego Pana. Jeżeli Albus myślał, że nie wspominając o krwawej wojnie zamiecie sprawę pod dywan, głęboko się mylił.
- Ostatnimi czasy, panie profesorze, odnoszę wrażenie, że jakaś część mnie i tak została już skazana na porażkę. - Pierwszy raz wyznał coś szczerze i w pewnym stopniu można powiedzieć, że zagrał w otwarte karty. Kiedy wypowiadał te słowa, cały czas myślał o Jasmine. O tym, że jego ukochana odrzuciła go, a nawet zaczęła się go bać, mimo że przecież pragnął chronić ją za wszelką cenę. Zresztą w tej kwestii nic się nie zmieniło i Franz nie zamierzał porzucić swoich planów, nawet jeżeli nigdy nie miałby się doczekać odkupienia win i przebaczenia. Dlaczego nie zataił tak głębokich i prawdziwych uczuć przed Dumbledore'em? Najprawdopodobniej z tego względu, że czuł się za słaby, by walczyć w pojedynkę. Od kiedy pamiętał, samotność była czymś, co najbardziej raniło jego serce i czymś, co towarzyszyło mu praktycznie od dziecka. Panna Vane była pierwszą osobą, którą naprawdę pokochał i dla której chciał się zmienić, a teraz, kiedy stracił i ją, czuł, że powoli zaczyna brakować mu sił. Utrata jedynej bliskiej osoby działała na niego przytłaczająco, a Krueger powoli izolował się od wszystkich, myśląc nawet o tych pieprzonych horkruksach jako drodze do tego, by przeciwstawić się swojemu przeklętemu losowi. Nienawidził przecież swojej rodziny, na której już w części wziął swój odwet, nienawidził śmierciożerców, nienawidził Voldemorta, a z czasem chyba zaczął nienawidzić i samego siebie.
- Myślę więc, że jestem gotów podjąć to ryzyko. - Odpowiedział wreszcie, podnosząc głowę i spoglądając prosto w oczy Dumbledore'a, z uniesioną piersią. Nawet, jeżeli w jego głowie rozbrzmiewały słowa "zrobiłem coś bardzo złego", nie poddał się swoim emocjom. Może i miał ogromne problemy, ale nadal nie zamierzał się nazbyt uzewnętrzniać, bo w jego mniemaniu pokazałby wtedy tylko swoją słabość. Cały czas był zbyt dumny, by przyznać się otwarcie do tego, że potrzebuje pomocy i że nie jest kimś, za kogo można by go wziąć na pierwszy rzut oka. Chociaż... czy nadal mógł mówić o sobie w ten sposób, skoro już od dłuższego czasu świadomy był tego, że zdolny jest nawet do mordu?
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore
Liczba postów : 4
Data przyłączenia : 24/12/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:17 pm

Jak już wspomniano, Dumbledore był genialnym obserwatorem. Nie uszło jego uwadze wiele wydarzeń z życia uczniów i sami mogliby się zdziwić jak wiele rzeczy dyrektor o nich wiedział. Podobnie było z Franzem, gdyż rzeczony Ślizgon od pewnego czasu stanowił ważny punkt codziennych rozważań i konkluzji. Jego wewnętrzna walka objawiała się dość znacząco i chociaż Niemiec dla postronnej osoby wyglądał jak zamknięty w sobie człowiek o chłodnej naturze, dla kogoś takiego jak Albus był prawie jak otwarta księga. Prawie, gdyż Dumbledore nie znał treści wydarzeń, które zasiały zamęt w głowie nastolatka. Mógł w ciemno łączyć niektóre fakty, ale to nigdy nie była prawda.
Błękitne oczy uważnie obserwowały Ślizgona. Dyrektor wysłuchał uważnie wszystkich słów, nie przerywając za żadnym razem. Dopiero na koniec zabrał głos.
-Myślę, że Twoja ciekawość wynika z pobudek, które samemu są ciężkie do ujarzmienia. Nie nakłaniam Cię do zwierzeń, ale niektóre fakty są zbyt oczywiste. -spojrzał z nad okularów na ucznia. -Nagła śmierć Twojego ojca, z którym podobno nie miałeś najlepszych stosunków oraz zerwanie bliskiej relacji z panienką Vane.
Zamilknął na chwilę.
-Nie zrobię nic, jeśli sam nie wyrazisz chęci, ale wiedz, że jest dla Ciebie droga. Lepsza droga. Co do horkruksów... nadal się nie domyślasz, co potrafi rozerwać czyjąś duszę i zdeponować ją w czymś materialnym? -zapytał, jakby właśnie interesowały go jutrzejsze prognozy pogody.
Franz Krueger
Franz Krueger
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 27/11/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:17 pm

Franz nie spodziewał się, że Dumbledore wie o nim tak wiele - w końcu wspomniał zarówno o śmierci jego ojca, jak i rozstaniu z panną Vane. Mimo tego chłopak wcale nie czuł się zagrożony, jako że oba te wydarzenia były niejako podane do publicznej wiadomości. Być może niemiecki czarodziej zastanawiał się jedynie nad tym, czy Albus domyśla się, że w pierwszym z nich Krueger brał aktywny udział. Bardzo prawdopodobne, ale i tak ten siwobrody dyrektor nie miał żadnych dowodów świadczących o zbrodni jednego z podopiecznych. To, że Ślizgon zadawał pytania dotyczące horkruksów stawiało go najpewniej w gronie podejrzanych, ale nadal nie czyniło z niego złoczyńcy. Zaskakujące było jednak to, że Dumbledore orientował się nawet, kiedy mowa o szkolnych plotkach - bo czy naprawdę wiedza o tym, że jakiegoś siedemnastolatka zostawiła kobieta jego życia była czymś, co mogło zainteresować tego poczciwego staruszka? Najwidoczniej miłośnik cytrusowych dropsów nie miał sobie czym zaprzątać swej wiekowej głowy.
- Skoro te "niektóre fakty" są dla pana profesora tak oczywiste, to czy wypytywanie o nie nie wydaje się zbędne? - Mruknął krótko w odpowiedzi, nie przyznając otwarcie racji swojemu rozmówcy, choć wcale nie ukrywał też faktu przynależności do grona śmierciożerców. Tok tej rozmowy zdążył już Kruegera przekonać o tym, że Dumbledore doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Oczywiście - nadal nie miał dowodów, a reprezentant Slytherinu mógłby zaprzeczać, ale czy miało to jakikolwiek sens? Skoro Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa, mimo zaistniałej sytuacji, nadal z nim rozmawiał, Franz postanowił także zagrać w otwarte karty.
- Lepsza droga. - Rzucił bardziej do siebie, niżeli do Albusa, a na jego twarzy pojawił się grymaśny uśmiech. Niemiec nie widział ostatnio żadnej lepszej drogi, i to wcale nie tylko z tego względu, że był w paskudnym nastroju. Po prostu czuł, że jakiejkolwiek decyzji by nie podjął, pociągnie ona za sobą kolejne straty. Wojenne rachunki były przecież bezlitosne, a jedyne, co on mógł w tej sytuacji zrobić, to zminimalizować negatywne skutki swoich czynów. Zarówno tych przeszłych, jak i tych, które jeszcze nie miały miejsca.
- Zakłada pan profesor, że jestem z tych złych... - Długa pauza była niejako milczącym, lekko kpiącym dopowiedzeniem "i może ma pan rację", choć równocześnie świadczyła o tym, że Krueger, nawet jeżeli opowiedział się po którejś ze stron, nie zamierza póki co wyciągać asa z rękawa.
- Chętnie jednak posłucham o tej lepszej drodze. - Dodał wreszcie po chwili namysłu, stwierdzając, że nie ma nic do stracenia, a skoro Dumbledore sam wychodził do niego z propozycją, wypadało chociaż wykazać minimum zainteresowania. Nie musiał jej przecież przyjmować, choć z drugiej strony, nie miał zielonego pojęcia, jakie rozwiązanie w stosunku do jego osoby mógł przewidzieć jego rozmówca.
- Tak, wracając do tematu horkruksów, to prawda. Domyśliłem się, że podzielić duszę na części może jedynie akt mordu, ale nie do końca rozumiem na czym miałoby to polegać. W końcu, skoro wystarczy pozbawić życia drugiego człowieka, to dlaczego żadna ze stron konfliktu nie wykorzystuje tak potężnej magii, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę? Chyba że zabić to za mało... A jeśli tak, to w jaki sposób można dokonać podziału duszy i umieścić jej część w horkruksie? Trzeba wypowiedzieć jakieś zaklęcie? I czy taki podział pociąga za sobą jakieś uboczne, poza względną nieśmiertelnością, konsekwencje? - Przedstawił swoją wizję, nie szczędząc słów. Może i wpadł sam na to, że aby podzielić duszę, trzeba zamordować, ale wiedział przy tym, że poza zabójstwem trzeba zrobić coś jeszcze. On sam przecież dokonał już tego największego aktu zła, do czego nie zamierzał się, rzecz jasna, otwarcie przyznawać, a o horkruksach dowiedział się dopiero niedawno. Nie był idiotą i miał świadomość tego, że nawet jeśli jeden czarodziej zamorduje drugiego, jego horkruksy nie spadną nagle z nieba. Trzeba było je wpierw stworzyć, a tego rodzaju instrukcji brakowało właśnie na pomiętych i poplamionych kartach czarnomagicznej księgi.
- Voldemort je stworzył? - Zapytał chwilę później, choć w jego głosie nuta wątpliwości zdawała się ledwie słyszalna. Krueger byłby bowiem zdziwiony, gdyby ktoś o tak przeklętej renomie nie poczynił przed wojną podobnych przygotowań. Był więc niemalże pewien swojej teorii, a jego ciekawość tycząca się horkruksów najpewniej wynikła właśnie z tego, że Franz uznał, iż być może z Czarnym Panem należałoby walczyć jego własną bronią. Nie na darmo jednak nazwał Voldemorta jego imieniem, ukazując tym samym, że mimo że obawia się rzucić mu wyzwanie, jest ku temu gotowy. Nawet, jeżeli to czyni z niego szaleńca.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore
Liczba postów : 4
Data przyłączenia : 24/12/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:18 pm

Dla niektórych Dumbledore wydawał się jedynie nieszkodliwym staruszkiem z dziwnym hobby odnośnie robótek ręcznych, jednak znaczna część czarodziejskiej nacji dobrze znała potencjał owego jegomościa. Był najpotężniejszym czarodziejem swoich czasów, który pokonał samego Grindelwalda. Nie było dla niego żadnym problemem zrozumieć myśli nastolatka. Uśmiechnął się pod nosem.
-Kultura wypada zakładać, że nie zna się myśli rozmówcy i dać mu się wysłowić. Daję Ci taką szansę, Franz. -Dumbledore wyprostował się. Uważnie obserwował Ślizgna.
Dyrektor westchnął cicho i wskazał na misę pełną likworowych gryzków.
-Uważaj, są bardzo ostre. -rzucił, jakby rozmowa wcześniej wcale się nie toczyła. -A wracając... Franz, Ty zasadniczo masz mylne pojęcie o tym, jak dzieli się świat. Dobro i zło to podział tak mylny, że aż śmieszny. Nic nie jest do końca złe ani do końca dobre. Co najwyżej w naszym mniemaniu takie to jest. -powiedział cicho. -Nie zakładam tego. Zakładam, że nie jesteś pewny tego, co jeszcze niedawno było dla Ciebie pewne. Czy to nie aby pierwsza oznaka, aby pomyśleć o innych możliwościach? -zapytał tajemniczo.
Wysłuchał uważnie wszystkiego, co Franz wiedział o horkruksach. Nawet się uśmiechnął szeroko.
-Dlaczego nikt na to wcześniej nie wpadł, Merlinie. Zostańmy nieśmiertelni i rzucajmy w siebie klątwami do końca świata. Czy to nie za proste? -ironia w głosie starca była niezauważalna. Po chwili spoważniał.
-Tak, potrzebne jest zaklęcie i to nie jedno. Parę eliksirów oraz magiczny przedmiot, który musi pozwolić umieścić w sobie kawałek duszy. To jest najczarniejsza z czarnych magii. Mało kto ma taką moc. Nie tylko brak mocy stoi ludziom na przeszkodzie. Jest jeszcze coś. Musisz poświęcić coś, czego Lord Voldemort nigdy nie doświadczył. Nie było mu tego żal. Każde oderwanie kawałka duszy pozbawia nas kawałka człowieczeństwa. Pozbawia nas emocji, sumienia oraz uczuć. Horkruksy potrafią zapanować nad człowiekiem w taki sposób, że przestaje on być człowiekiem. Nawet nie wiesz, do czego zdolna jest osoba posiadająca chociażby jednego horkruksa. Wybacz, że posłużę się przykładem, ale Ty sam posiadając jeden z nich... byłbyś w stanie zrobić krzywdę panience Vane. I wcale nie to by było najgorsze. Nie żałowałbyś tego, bo ta część duszy była by uśpiona w przedmiocie. I to jest najstraszniejsze. -mówił cicho, ale zdawało się, że wydźwięk jego słów mógłby być porównywalny do krzyku. Zapadła dłuższa cisza.
-Istnieje takie podejrzenie, za bardzo chroni swoich sekretów. Droga, o której mówisz, że jest lepsza... owszem, pod kątem słuszności sprawy. Jednak w Twoim przypadku będzie się ona wiązała z ogromnym ryzykiem. Zastanów się, co możesz zyskać, a co możesz stracić.
Franz Krueger
Franz Krueger
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 27/11/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptySob Gru 24, 2016 9:18 pm

Przede wszystkim Dumbledore sprawiał właśnie takie wrażenie - poczciwego staruszka z serdecznym uśmiechem, gotowego każdego poczęstować swoją kolekcją magicznych słodkości. Krueger nie był jednak aż takim ignorantem i miał świadomość tego, jakich czynów dokonał ten niegroźnie wyglądający czarodziej. Nie wątpił także w potęgę kogoś, kto zdołał pokonać wielkiego Grindelwalda. Franz nie ukrywał jednak także, że miał Albusowi wiele za złe, że kilka spraw nadal pragnął mu wypomnieć i być może właśnie z tego względu wcześniej nie szukał z nim żadnego kontaktu. Wcześniej zresztą zupełnie go nie potrzebował. Ta pierwsza, dłuższa rozmowa z Dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa sprawiła zaś, że młody Niemiec zaczął spoglądać na niego inaczej. Nie zapomniał, rzecz jasna, nagle o tych wszystkich cechach Dumbledore'a, które niegdyś przeszkadzały mu u zarządzającego tą placówką, ale dostrzegł też wiele zalet, które w tej chwili, przy okazji ich spotkania, wysuwały się na pierwszy plan. Franz przecież już niejednokrotnie odniósł przy okazji tej konwersacji wrażenie, że jego rozmówca doskonale zdaje sobie sprawę z tym, z kim rozmawia, a mimo tego, gospodarz poświęcił mu już naprawdę wiele czasu, a w dodatku nie unikał zainicjowanego przez Kruegera tematu już od samego początku, jak pewnie zrobiłoby większość członków grona pedagogicznego. Najwyraźniej wszystko to, co mówili o Albusie było prawdą - mężczyzna nikogo nie skreślał i nie stronił od prób przekonania do swoich racji nawet kogoś, kto najpewniej stanął po przeciwnej stronie barykady.
Ślizgon milczał jednak przez dłuższą chwilę, mimo że Dumbledore sam dał mu szansę wyznania swoich grzechów. Nie przyszedł tu w celach spowiedzi, a raczej rozwiązania dręczących go wątpliwości i odnalezienia najlepszej dla niego opcji. I chociaż w drodze do gabinetu dyrektora tak namiętnie rozmyślał o horkruksach, w głębi duszy chyba nigdy nie zamierzał uciekać się do najczarniejszej z czarnej magii. Poznał już przecież wystarczający asortyment nikczemnych środków, a choć nie były one tak spektakularne i potężne, nadal pozostawiały po sobie blizny, których nie dało się w żaden sposób usunąć.
- Nie mógłbym się nie zgodzić, ale czyż nie ma czynów tak skrajnych, że nie dałoby się ich określić innym mianem niż czerni i bieli? Człowieka ocenia się wedle jego czynów, a więc kogoś takiego jak Voldemort chyba nie można by postrzegać w odcieniach szarości. - Rzucił zaraz po tym, kiedy delikatnie pokręcił głową na znak, że podziękuje za poczęstunek. Uwielbiał ostre smaki, ale w tym momencie nie byłby pewnie nawet w stanie niczego przełknąć. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że niemiecki czarodziej nie silił się na użycie takich sformułowań jak "sam pan profesor wie kto", czy "ten, którego imienia nie wolno wymawiać". Nie wierzył w te bujdy, jakoby samo imię Czarnego Pana potrafiło siać zamęt i zniszczenie, a strach przed nim wydawał mu się czymś irracjonalnym.
- Nigdy nie twierdziłem, że to takie proste... dlatego przyszedłem z tym do pana profesora. - Odparł na ironiczne stwierdzenie Dumbledore'a, i chociaż stwierdził, że ta ironia była zupełnie niepotrzebna, nie zamierzał o tym wspominać. Nie należało przecież wytykać nic samemu gospodarzowi.
Zresztą Franz nadal czekał na odpowiedź i wreszcie ją otrzymał. Albus nie szczędził nadto słów, wyczerpująco przedstawiając mu interesujący go temat. Wiedział, co robi, używając do swoich wyjaśnień przykładu samego Kruegera. Niemiec nie wtrącał się w ten monolog, analizując tylko wszystko chłodno. A przynajmniej miał taki zamiar, bo wspomnienie o panience Vane nie pozwalało na pozbawioną emocji kalkulację. Reprezentant Domu Slytherina rozumiał do czego prowadzą wnioski Dumbledore'a. Horkrusy dałyby mu ogromną siłę, być może i taką, która pozwoliłaby mu wojować z otaczającymi go demonami, ale przy tym istniało wysokie prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, że Franz nie zdoła nad tą mocą zapanować. Czarna magia potrafiła bowiem wyzuć czarodzieja z samej istoty człowieczeństwa, sprawiając, że niewiele różniłby się od zwierzęcia. Krueger zdawał sobie sprawę z tego, że na to, co mówił Albus należy wziąć poprawkę z racji umoralniających celów dyrektora Hogwartu. Mimo tego wierzył mu w najistotniejszych kwestiach. W końcu pragnienie nieśmiertelności musiało wiązać się z wysokim kosztem.
- Chociaż czasami tak się właśnie czuję, byłbym głupcem, gdybym powiedział, że nie mam nic do stracenia. - Mruknął niezbyt donośnie dopiero po namyśle nad zaistniałą sytuacją. Pogoń za potęgą nawet w jego przypadku nie była tak silna, by Franz okupił ją jedynymi pozytywnymi uczuciami, których zaznał w życiu. Gdyby skrzywdził Jasmine, nie darowałby sobie tego do końca swoich dni. Nie potrafił przedłożyć żadnego ze swoich celów ponad zapewnienie jej bezpieczeństwa. Nawet jeżeli nie był w stanie usunąć się w cień, całkiem zniknąć z jej życia, to na pewno nie chciał robić czegoś, przez co mógłby stracić ją, zatracić samego siebie. Domyślał się jednak, że ktoś taki jak Voldemort, ktoś, kto nie miał nic do stracenia i stał się szaleńcem, nie przepuścił okazji. Zapewne podobne zdanie na ten temat miał sam Albus, mimo że nie mógł przedstawić dowodów na potwierdzenie swoich tez.
Ostatnie słowa Dumbledore'a przypomniały jednak Kruegerowi o wielu już rozmowach z ojcem panny Vane, o jego własnych zapewnieniach, że nie zaprzepaści swojej szansy... właściwie w tym gabinecie po raz pierwszy od spotkania z Drake'em Franz czuł, że podejmie słuszną decyzję, nawet jeśli ta dopiero w tym momencie przebijała się do jego świadomości.
- Bardzo dziękuję za informacje, panie profesorze. - Rzucił z uśmiechem, w którym nadal czaiła się nuta młodzieńczej buńczuczności i czarnoksięskiego cwaniactwa, które chłopak już dawno temu wyniósł z rodzinnego domu. Chłopak ostrożnie wysunął z pod paska spodni swoją różdżkę, by w chwili, w której ściskał ją już kurczowo w dłoni, wstać od biurka. Skierował koniuszek cisowego drewna w samą pierś Albusa, spoglądając mu w oczy z niewzruszoną miną. Dyrektor Hogwartu nawet nie próbował się bronić. Franz, gdyby tylko chciał, mógłby go zabić. Pewnie stałby się wówczas bohaterem w śmierciożerczych kręgach. Ale czy to pragnienie rzeczywiście zżerało go od środka? Jego kącik ust delikatnie uniósł się na górze, a Krueger płynnym ruchem dłoni przesunął "niedoszłe narzędzie zbrodni" na swoje lewe przedramię, wypowiadając niemalże szeptem inkantację "Finite". W tym momencie oczom Dumbledore'a ukazała się czaszka z wypełzającym z jej szczęki wężem. Franz wiedział, że demonstrując przed dyrektorem swój mroczny znak, jedynie dał mężczyźnie dowód na to, czego on sam już się domyślał. Musiał jednak odkryć jakąś kartę, żeby przekonać do siebie dyrektora szkoły.
- To mój znak lojalności... ale nie wobec tego, który go wypalił. - Powiedział zdecydowanym, spokojnym tonem, podejmując tym samym decyzję. Nie mógł uczynić inaczej. Przecież już od dawna pragnął śmierci Voldemorta, a w końcu musiał też zacząć działać. Teraz jednak wiedział, że nie jest sam, tak jak to miało miejsce niemalże przez całe jego życie. Nie mógł być sam i miał już tej samotności po prostu dosyć. Horkruksy może zapewniłyby mu tę potęgę, do której tak skrzętnie dążył, ale skoro zrezygnował ze swoich planów w imię innych wartości, postanowił odnaleźć siłę w walce u boku tych, którzy również stanęli po jedynej, dobrej stronie. Stwierdził, że może właśnie dzięki temu, nawet jeśli zginie, pozostanie sobą do samego końca, a nie kimś pokroju Czarnego Pana.
- Jego już się nie pozbędę, ale może uda mi się jeszcze uczynić z niego użytek dla dobra nas wszystkich. - Dodał, spoglądając znacząco na swój mroczny znak, a następnie w oczy Dumbledore'a. Tym samym chciał mu dać do zrozumienia coś, o czym siwobrody czarodziej na pewno już wiedział, skoro sam wspomniał o czyhającym na Kruegera ryzyku. Ślizgon nie mógł teraz odejść z szeregów śmierciożerców, ale zamierzał pokrzyżować im plany, kiedy tylko będzie w stanie dokonać tego bez wzbudzania podejrzeń, a także przekazać swoim sprzymierzeńców informacje, jeśli tylko nadarzy się ku temu odpowiednia okazja. Wierzył przy tym, że dalsza nauka oklumencji pod okiem ojca Jasmine pomoże mu w realizacji jego celów.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore
Liczba postów : 4
Data przyłączenia : 24/12/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptyNie Gru 25, 2016 1:38 am

Chociaż przez wielu dyrektor szkoły był postrzegany za głupca, który postradał zmysły wraz z wejściem w sędziwy wiek, tak naprawdę ta siwa głowa skrywała mnóstwo pomysłów i idei. Wiecznie nieobecny na zamkowych korytarzach, znał więcej imion uczniów niż oni sami. Każdy pojawiający się w progu jego gabinetu był odnajdywany w rozległej kartotece w głowie Albusa. Tak samo było z Franzem. Czujne spojrzenie błękitnych tęczówek jeszcze uważniej spoczywało na plecach siódmoklasisty, jakby intuicja podpowiadała starcowi, że coś jest na rzeczy. Wszystko było sferą domysłów, a faktyczny stan rzeczy ujawniał się dopiero w rozmowie. Franz nawet nie wiedział, ale swoimi gestami, delikatnymi drgnięciami nerwów pozwalał Dumbledorowi poznać prawdę, nim jeszcze ją wyjawił.
Czarodziej złożył dłonie w znaną wszystkim piramidkę i słuchał uważnie chłopaka znad swoich okularów połówek.
-Każdy z nas ma coś do stracenia. Ja zawsze tracę przepyszny pudding, bo wiecznie coś mnie zatrzymuje w drodze na świąteczną ucztę.
Te bezsensowne wstawki, umniejszające powagi rozmowy mogły zdenerwować Kruegera, który odziedziczył po swym ojcu pewną porywczość.
-W Twoim przypadku stracisz obojętnie, czy na niego zdążysz czy nie. Obierając stronę Lorda Voldemorta tracisz, gdyż nie możesz się po nim spodziewać wdzięczności ani sentymentu. Będziesz tak długo żył, aż przestaniesz być potrzebny. Nie ma tu miejsca na zaszczyty, chwałę czy sławę.
Cicha melodia dobiegająca zza pleców dyrektora zaczynała narastać, z każdą minutą coraz mocniej... lecz muzyka nie dochodziła do uszu. Wybrzmiewała gdzieś we wnętrzu, zarówno dyrektora i ucznia. Te nuty, chociaż nostalgiczne i smutne, rozrywające serce, po jakimś czasie dawały słodki smak nadziei oraz satysfakcji. Warty zniesienia początkowych, nieprzyjemnych doznań. Nagle, wszystko ucichło, a sam Dumbledore nie pokazywał po sobie, jakby cokolwiek się właśnie wydarzyło.
-Wszystko zależy od punktu widzenia, Franz. Czy gdybyś zabił kogoś w obronie swej ukochanej, postrzegałbyś się za złego? Czy osoba, ratująca życie zagorzałemu Śmierciożercy jest dobra? Wszystko ma swoją drugą stronę. Lord Voldemort, a raczej Tom Riddle nie urodził się zły. Urodził się jako dziecko poczęte z woli czarów, a nie miłości. Nigdy jej nie poznał, gdyż jego matka zmarła przy porodzie i wylądował w sierocińcu, gdzie był jednym z wielu, dzieci do bicia. Czy wiedząc teraz trochę z jego przeszłości, możesz powiedzieć, że urodził się zły? Czy może zadecydował za niego los, przypadek, brak wzorca? Oczywiście, nie zaprzecza to temu, że jest zły. Tylko już ta czerń nie jest aż tak głęboka, jak na początku.
Dłuższa wypowiedź dyrektora została zakończona tuż przed wyjęciem przez Ślizgona różdżki. Dumbledore ani przez chwilę nie wyglądał na przestraszonego czy wzburzonego. Nie drgnął żaden z mięśni. Czy przypuszczał, że właśnie może zginąć? Oczywiście. Intuicja starca jednak dobrze mu podpowiedziała, że to była jedynie próba. Próba, która koniec końców okazała się być próbą Ślizgona. Ujawnienie Mrocznego Znaku na przedramieniu było najważniejszym momentem całej rozmowy. Na ustach dyrektora pojawił się blady uśmiech.
-Owszem, to jest znak lojalności. Właśnie okazałeś mi swoją lojalność. Dziękuję Ci, Franz. -Albus wstał zza biurka i podszedł do Ślizgona. Zatrzymał się na metr od niego.
-Chciałbym, abyś wyczekiwał mojej sowy. Wkrótce. -starzec wyjął swoją różdżkę i prostym skinieniem zakrył dopiero co ujawniony znak. -Dobrze by było, gdybyś poznał technikę oklumencji. Zastanawiałeś się już nad tym? -zagadnął chłopaka, lustrując go znad szkieł.
Kiedy uczeń kierował się do drzwi wyjściowych, dyrektor spoglądał wciąż na jego plecy.
-Będziesz musiał okazać swoją lojalność również wobec kogoś zupełnie innego. Dopiero wtedy zrozumiesz, że gra jest warta galeona. -rzucił na pożegnanie.
Franz Krueger
Franz Krueger
Liczba postów : 14
Data przyłączenia : 27/11/2016

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu EmptyNie Gru 25, 2016 2:36 am

Nikt o zdrowych zmysłach nie spodziewałby się przy okazji tak poważnej rozmowy wzmianki o puddingu. Dumbledore był jednak czarodziejem o dość specyficznym poczuciu humoru. Czarodziejem, który nawet w najbardziej przerażających sytuacjach nie rezygnował ze swoich barwnych, nie dla wszystkich zrozumiałych metafor. Franz nigdy nie był wielkim fanem dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ale też nie pałał do niego tak wielką nienawiścią jak większość przedstawicieli domu Salazara. Właściwie nie miał ze staruszkiem zbyt częstej styczności, dlatego też, słysząc słowo "pudding", nie do końca wiedział jak ma się zachować. Jego brwi mimowolnie uniosły się, choć trudno powiedzieć czy był to wyraz zdenerwowania, czy raczej bezradności. Dopiero, kiedy Albus rozwinął swoją myśl, Krueger dostrzegł w niej dość niefortunnie dopasowane do sytuacji porównanie. Nie odezwał się jednak ani słowem, uważnie słuchając, co ma mu do powiedzenia jego rozmówca.
O tym, że pewnie wiele straci, wiedział już od dawna. Nigdy nie słyszał natomiast nic o przeszłości Toma Riddle'a, która, jak wynikało z słów dyrektora, mogła mieć bardzo duży wpływ na obrane przez niego później cele. Początkowo Franz zacisnął pięść... czy to, że chłopak miał trudne dzieciństwo na pewno usprawiedliwiało fakt, że stał się największym czarnoksiężnikiem obecnych czasów? Uścisk zelżał jednak, kiedy niemiecki czarodziej przypomniał sobie jak wyglądały jego wczesne lata w domu rodzinnym. Heinrich od zawsze traktował go jak narzędzie, które należy rozwijać wyłącznie po to, by służyło celom śmierciożerczej braci. Chciał stworzyć ze swojego syna skuteczną maszynę do zabijania, i dokonał tego. Nie przypuszczał tylko, że ta maszyna do zabijania ostatecznie zwróci się przeciwko niemu.
- Czy ten, który morduje złych jest dobry? - Wtrącił tylko zwięźle, słysząc retoryczne pytania Dumbledore'a. Rozumiał, co dyrektor miał na myśli, dlatego nawet nie oczekiwał odpowiedzi. To prawda, że nic w świecie nie było pewne, poza tym że wszyscy kiedyś umrą. Niektórzy zostaną osądzeni za swoje czyny, podczas gdy inni unikną odpowiedzialności. W głównej mierze zależeć to będzie zaś od tego, kto będzie tym, który sądzi. Czy istniała więc w ogóle jakakolwiek "prawidłowa" droga? A może tą odpowiednią była właśnie ta, którą dyktowało własne sumienie?
Franz nie potrafił wyjaśnić dlaczego, kiedy tylko uniósł swą różdżkę i skierował jej koniuszek w samą pierś Albusa, poczuł się niepewnie. Zupełnie, jakby ten starzec potrafił czytać w jego myślach. Każdy normalny czarodziej w mgnieniu oka chwyciłby przecież za swój patyk, nawet jeśli nie musiałby się bronić. Ale nie on. On jakby z góry przyjął, że Krueger nie będzie zdolny do popełnienia kolejnej już zbrodni. Wydawało się, że wie wszystko, co było przecież niemożliwe, nawet gdyby przyjąć, że Dumbledore rzeczywiście posiada legilimenckie zdolności. Ślizgon musiał jednak przyznać, że ta postawa w jakiś sposób imponowała i sprawiła, że zaczynał rozumieć, dlaczego tak wielu czarodziejów uważało tego pokręconego staruszka za wyrocznię. Mężczyzna wyglądał na takiego, który byłby zdolny nawet oddać życie w obronie swych własnych idei. Nie zdradzało go żadne słowo, żaden, nawet najmniejszy gest. Ba, w obliczu śmiertelnego zagrożenia Albus nawet nie drgnął... dopiero, gdy Franz ujawnił mroczny znak, na twarzy sędziwego czarodzieja pojawił się blady uśmiech, który na pewno nie wyrażał dumy, ani radości, ale skrywał za sobą satysfakcję i najpewniej iskrę nadziei.
Krueger nie wiedział jednak jak odczytać to krótkie podziękowanie, które wymknęło się z ust jego rozmówcy. Wydawało się, że głos Dumbledore'a, kiedy wypowiadał te słowa, został pozbawiony jakichkolwiek emocji. Prawdopodobnie było jednak zupełnie odwrotnie - mieszane uczucia stanęły przeciw sobie na dwóch szalach wagi, która nijak nie chciała się przechylić. Niemiec nie dziwił się jednak. Nie oczekiwał zbyt wielu ciepłych słów, zważywszy na to, że za to, co do tej pory zrobił, powinien już wylądować w którejś z sal Wizengamotu. Świadomość tego, jak wielu osobom odebrał życie i jak wiele innych skrzywdził już dawno przedarła do jego umysłu, a czasami dawała o sobie znać ze zdwojoną siłą. Tak było i teraz, kiedy Albus wstał od biurka i zbliżył się do Franza, który poczuł, że po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. Najwyraźniej nie trzeba było wcale całego składu sędziów Wizengamotu, by Krueger odczuł na sobie widmo odpowiedzialności. Wiadomość o sowie oraz fakt, że Dumbledore sam ukrył ujawniony przez jego ucznia znak sprawił, że chłopak poczuł się jeszcze gorzej. Był wdzięczny za pomoc i przeklinał samego siebie, że nigdy wcześniej nie pokładał zaufania w kimś, w kogo wierzyła niemal cała społeczność czarodziejów. Teraz był synem marnotrawnym, który przyszedł prosić o wybaczenie i wsparcie, nie wiedząc, czy uda mu się w ogóle zdobyć coś, co mógłby oddać w zamian za tego rodzaju protekcję.
- Tak, wiem, że Voldemort jest zręcznym legilimentą. Zacząłem się uczyć tej sztuki pod okiem Drake'a Vane'a, ale potrzebuję czasu... Jeżeli w ogóle jestem godzien o coś prosić, to chciałbym prosić właśnie o czas. - Odpowiedział z niemałym opóźnieniem, nadal nie mogąc wyjść z podziwu. Cóż, gdyby wiedział, że Albus odeśle go z kwitkiem lub co gorsza spróbuje mu zaszkodzić, wcale by tutaj nie przychodził. Zdawał sobie sprawę z tego, że Dumbledore należy do tego grona czarodziejów, którzy dają innym drugą szansę. Mimo wszystko nie spodziewał się aż tak przychylnego mu przyjęcia.
Jeśli mowa o wspomnianym przez Franza czasie, chłopak nie musiał dyrektorowi niczego więcej tłumaczyć. Staruszek domyślił się bowiem na pewno, że chodzi o to, iż z Kruegera jako szpiega, póki nie opanuje sztuki oklumencji przynajmniej w stopniu zadowalającym, nie będzie żadnego pożytku. Była to więc niejako przemilczana prośba o zapewnienie ochrony, o chwilowe wyciszenie sprawy, udawanie, że ktoś taki jak Franz nie istnieje. Tak, aby i sam Voldemort w to uwierzył. Kiedy odezwie się po raz wtóry, Niemiec będzie już gotowy stawić mu czoło. Nie w pojedynku i nie w pojedynkę, ale będzie w stanie walczyć u boku tych, którym zależy na czymś więcej, niżeli bezmyślnym rozlewie krwi. Będzie musiał okazać swą lojalność nie tylko wobec Dumbledore'a, ale i innych. A już przede wszystkim wobec Jasmine i samego siebie. Teraz jednak opuścił gabinet dyrektora... musiał chwilę odpocząć, by następnie, już w pełni sił, kontynuować swój trening pod okiem wymagającego Drake'a.

zt.
Sponsored content

Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu   Gabinet Dyrektora Hogwartu Empty

 

Gabinet Dyrektora Hogwartu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Gabinet dyrektora Biura Aurorów
» Pracownicy Hogwartu
» Gabinet Filiusa Flitwicka
» Gabinet Halla
» Gabinet Feliksa Zolnerowicha

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mapa Huncwotów :: 
Hogwart
 :: VII piętro i wieże
-